Myszków: Stragany z centrum mają zniknąć, ale nikt nie myśli o ludziach, którzy stracą pracę [WIDEO]
– Idę na zasiłek i wtedy państwo będzie mnie utrzymywać. Jak tak chcą – zapowiada jeden z zaczepionych przez nas straganiarzy.
To najczarniejszy scenariusz, ale też najbardziej realny. Pan Krzysztof znalazł się na liście kilkudziesięciu handlarzy, których przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Prawdopodobnie za miesiąc aby móc rozłożyć swój stragan za każdy metr kwadratowy będzie musiał zapłacić nawet 300 zł. Dziennie.
– Dla mnie to oznacza bankructwo , bo ja się po prostu nie otworze w ten dzień. Jeśli pan przyjdzie do mnie i powie mi, że mam zapłacić 300 złotych za metr. Ja nie zapłacę, bo mnie nie będzie stać zapłacić ponad 700 złotych – martwi się Krzysztof Białas, właściciel straganu.
Takich jak on w całym Myszkowie jest około trzydziestu. Handlują na przydrożnych straganach. Od rana do wieczora. Każdy taki interes to osobna historia ludzi, po likwidacji miejsc pracy – osobny dramat.
– Nie ma z czego żyć. Ja mam męża chorego i to poważnie chorego. W Myszkowie nie ma pracy i nie wiem gdzie ja będę pracować – mówi Beata, zatrudniona na jednym ze straganów.
Ofert nie ma też dla nich burmistrz Myszkowa. To w jego głowie zrodził się pomysł aby przydrożne stragany zniknęły z centrum miasta. Powód? Troska o jego estetykę. <.>
WIĘCEJ o myszkowskim zatargu o… targ w naszym materiale filmowym.