Hitlerowcy zabrali go ponad 70 lat temu. Zrabowany dzwon wrócił do Polski [WIDEO]
Po 73 latach dzwon zawisł w miejscu, z którego ściągnęli go Hitlerowcy. – Niektórzy pamiętają ten dzwon sprzed zabrania i wiedzą co to znaczy. Niektórym tu łzy popłynęły. Naprawdę niesamowite przeżycie – mówi Ryszard Legierski, mieszkaniec Simoradza. Dziś po raz pierwszy odprawiono mszę w Simoradzu już z dzwonem w wieży. Na razie jednak nie bił. Potrzebna będzie jeszcze jego drobna kosmetyka. – Dzwon jak dzwon, ale jakoś każdy chyba tym żyje. Tym bardziej, że nie pamiętam jak tutaj to było, bo to było dawno. Myślę, że to było jeszcze przede mną – mówi Beata Biegun, mieszkanka Iskrzyczyna.
Ważący pół tony dzwon zrabowano w 1942 roku. Oprócz niego z tej małej miejscowości pod Skoczowem niedaleko Cieszyna naziści wywieźli jeszcze trzy. Również z ewangelickiego kościółka. Wszystkie konfiskowano w jednym celu – przetapiano je i z uzyskanego w ten sposób materiału produkowano uzbrojenie dla Wehrmachtu. Każdy wywożony dzwon dokładnie opisywano. Dzięki temu dwóm historykom z Simoradza udało się odtworzyć drogę, jaką przebył dzwon świętego Jakuba. – Było to jakieś szczęście. Może pomogło to, że Alianci w 1943 roku zbombardowali w Hamburgu i nowoczesne piece i ten przetop im potem szedł wolniej, bo na pewno tez uległby przetopieniu – wyjaśnia Tadeusz Niewdana, emerytowany nauczyciel z Simoradza. Śledztwo historyków zaprowadziło ich do Hameln – miasta w Dolnej Saksonii. – W 1952 roku po wojnie duża część dzwonów została rozdysponowana po parafiach niemieckich i tam zostały po prostu zawieszone – tłumaczy Krzysztof Błaszczak, emerytowany nauczyciel z Simoradza.
Półtora roku trwały negocjacje z niemiecką parafią w sprawie przekazania go do Simoradza. Negocjacje trudne, bo ktoś za skomplikowaną operację przenosin półtonowego dzwonu musiał zapłacić. – My jako mała wspólnota parafialna, jako nieduża wspólnota prosiliśmy, żeby Niemcy pokryli koszty ściągnięcia tego dzwonu z wieży – stwierdza ks. Krzysztof Moskal, parafia Świętego Jakuba w Simoradzu. Uroczyste pożegnanie w Niemczech odbyło się w listopadzie zeszłego roku. Zabytek bez większych przeszkód dotarł do kościoła. Pomagali wierni z dwóch stron granicy. – Narodziła się jakaś nowa współpraca, nowa przyjaźń. Zresztą sam ksiądz dziekan powiedział, że chcą oddać to, co jest nie ich. Ma to być kolejny krok ku porozumieniu, ku pojednaniu – dodaje ks. Krzysztof Moskal.
Dzwon świętego Jakuba czeka jeszcze jeden zabieg. Na nowo musi zostać odlane jego serce. To ma być gotowe już w przyszłym tygodniu tak, by w niedzielę jego dźwięk rozległ się w końcu w Simoradzu po ponad 70 latach ciszy. <.>