Uchodźcy koczują na dworcu w Katowicach. Na podłodze, całymi rodzinami. Dzieci robią tu sobie plac zabaw. Matki plotą córkom warkocze. Opiekunowie uspokajają psy i koty w transporterach. Cały ten tłum ludzi, uciekających przed wojną z Ukrainy, ogarnia masa fantastycznych wolontariuszy. Ale wciąż potrzebują pomocy.
Tak jest od wielu dni. W marcu 2022 – codziennie. Na dworcu w Katowicach koczują uchodźcy z kolejnej fali. Ci, którzy do Polski przyjechali jako pierwsi raz, że byli zamożniejsi, dwa, że najczęściej kogoś tu mieli i szybko się nimi zaopiekowano. Teraz uchodźców jest tak wielu i są skromniej sytuowani. Widać to choćby po bagażach. I muszą czekać wiele godzin zanim dostaną się do punktu informacyjnego.
Co kilka godzin na facebooku czytamy apele: na dworcu brakuje wszystkiego! Wody, kanapek, leków, siedzisk, jedzenia dla zwierząt. Ludzie mobilizują się, dostarczają, co mogą. Na jakiś czas jest spokój. A potem przyjeżdża kolejna tura uchodźców i znów wszystkiego brakuje.
Jak uchodźcy radzą sobie na dworcu w Katowicach
Siedzą na podłodze, bo dizajnerskich krzesełek dawno brakło. Zresztą w miejscu, gdzie jest punkt informacyjny (bo recepcyjny przeniesiono na plac Sejmu Śląskiego), tuż przy barze Subway i wejściu do tunelu w stronę placu Oddziałów Młodzieży Powstańczej, nigdy ich nie było. Czasem „załapią się” na dostawione krzesełka, które ktoś przyniósł na dworzec. Lub krzesła biurowe. Polegują na karimatach, materacykach, ręcznikach i kocach. Przycupnęli na kraciastych torbach. Ktoś nawet przytargał na dworzec leżak.
W tych warunkach podjadają rozdawaną przez wolontariuszy zupę, karmią i uspokajają zwierzęta, próbują nie zgubić dzieci, które zresztą często w dworcowej hali potrafią znaleźć sporo rozrywki (kto widział ich zabawy na trawelatorze i z balonikami, wie, jak to wygląda). To tymczasowy dom dla całej rodziny z Ukrainy.
To druga fala uchodźców. Potrzebują wszystkiego
Uchodźcy koczują na dworcu w Katowicach. To ludzie, którzy uciekli przed wojną w Ukrainie. Czekają na transport do tymczasowych mieszkań, czekają na rejestrację, wydaje się, że nie czekają na nic. Za każdym razem, kiedy na dworzec w Katowicach przyjeżdża kolejny pociąg z uchodźcami, specjalny, albo rozkładowy, jak ten z Przemyśla po 17, na dworcu robi się chaos i tłok. Nagle do hali z peronów przybywa kilkaset osób. Kanapki i butelkowana woda, rozdawana przez licznych, zmęczonych już, ale trwających na posterunku wolontariuszy, schodzi momentalnie. Skarpetki, pampersy, szampony też. W zasadzie wiele kobiet – bo uchodźcy z Ukrainy na dworcu w Katowicach, tak jak i w całej Polsce, to przecież głównie kobiety, dzieci i osoby starsze – wygląda, jakby właśnie wróciły z wielkich zakupów, z torbami wypełnionymi środkami czystości.
Z dworca w Katowicach uchodźcy, którzy tu koczują, bywa, że wiele godzin, czekają na transport do docelowych, przynajmniej na najbliższy czas, miejsc. Stoją w wielkiej kolejce po bilety kolejowe, które choć darmowe, to jednak muszą być wydane w kasie. Tak wygląda „zwykła” kolejka.
Wedle szacunków, do 9 marca 2022 granicę z Polską przekroczyło ponad 1,3 mln osób z Ukrainy. I będzie ich wciąż więcej. Rząd przyjął projekt specustawy ws. pomocy dla uchodźców.