Jest takie miejsce w Katowicach, do którego Ukraińcy wchodzą i biorą, co chcą [WIDEO]
To nie sklep z używaną odzieżą, tylko hala Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Katowicach. Od początku tego tygodnia uchodźcy z Ukrainy mogą przychodzić i zabierać potrzebne im rzeczy. Jest w czym wybierać.
Inna i jej córeczka przyjechały do Polski z Żytomierza, wzięły jedną walizkę. Tutaj uzupełnią braki w szafie.
-My nie za dużo tego ubrania mamy w ogóle. Ale brakuje mi dla dziecka, bo teraz już nie jest tak zimno i idzie wiosna. To trzeba jakieś lżejsze kurteczki, dżinsy, skarpetki i czapeczki – mówi Inna, obywatelka Ukrainy.
Początkowo miasto chciało się pozbyć nadmiaru rzeczy, bo tony ubrań zajmują dużo miejsca i wymagają od pracowników wiele pracy przy sortowaniu. Ostatecznie zdecydowano się jednak utworzyć tu taki miejski ciucholand dla uchodźców.
-Generalnie oceniamy, że 5% rzeczy, które do nas trafia lub trafiło to są rzeczy nowe. Kolejne 20% to są rzeczy, które nie nadają się do wykorzystania powtórnego, a te 75% to są rzeczy, które są bardzo przydatne i naprawdę w tych trudnych dniach mogą mieszkańcom Ukrainy pomóc – mówi Daniel Muc, dyrektor MOSiR Katowice.
Nie tylko miasto działa, ale również jego mieszkańcy. Stowarzyszenie „Mieszkańcy dla Katowic” przy współpracy z kilkoma innymi organizacjami pozarządowymi, przygotowało Magazyn. Po ukraińsku to sklep. Faktycznie jest tu jak w sklepie. Z tą różnicą, że za nich się nie płaci. Ubrań jest najwięcej i cieszą się dużym zainteresowaniem. Tym większym, im wyższa jest temperatura.
-Robi się ciepło. Ja się dzisiaj śmiałam, że jak Zara trochę się czuję, bo będziemy musieli wejść z kolekcją wiosenną. Będziemy musieli zaapelować za jakiś czas o lżejsze rzeczy, bo już te zimowe kurtki się nie przydają – mówi Katarzyna Majchrzak, „Mieszkańcy dla Katowic”.
Ubrania są najmniejszym problemem, bo ich nie brakuje. Ludzie zaczynają teraz przychodzić po to, co przyda im się w domu. Na przykład do gotowania. Sytuację ratują takie właśnie sklepy. Kolejny jest na przykład w Rybniku, a nazywa się „Półki dobra”.
-Nie rejestrujemy ilości rzeczy, które wydajemy. Średnio mamy też do tego prawo, bo te rzeczy, które tam są, to jest efekt darów rybniczan i okolicznych mieszkańców. Jakoś nie możemy sobie uzurpować prawa do tego, żeby jakąś ewidencję czy cenzurę – co, kto i ile bierze – wprowadzać. To nie jest nasze po prostu – mówi Mariusz Wiśniewski, koordynator projektu 28. Dzielnica.
Bezpłatne sklepy odwiedzają setki uchodźców. Odwiedzają dzięki setkom darczyńców, którzy pomagają im stanąć na nogi po tym, co przeszli uciekając z Ukrainy.
ZOBACZ MATERIAŁ SILESIA FLESZ
Łukasz Kądziołka