Pożar w Siemianowicach. W tle „mafia śmieciowa”
Właściciel składowiska odpadów, które zaczęło się palić w piątek w Siemianowicach Śląskich to jedna z osób, wobec których prowadzone jest postępowanie w sprawie tzw. „mafii śmieciowej”. O tym dlaczego przez pięć lat nie udało się pozbyć problemu – Paweł Jędrusik.
O problemach ze składowiskiem odpadów już w 2019 roku Urząd Miasta Siemianowice Śląskie zawiadomił prokuraturę. W tej sprawie zatrzymano wtedy dwie osoby, w tym właściciela składowiska, który został tymczasowo aresztowany. Opuścił areszt, ma zakaz wyjeżdżania z kraju.
– Prokuratura zrealizowała z ich udziałem czynności procesowe. Obok tego zakresem postępowania objętych jest ponad 70 innych osób oraz niemal 40 innych składowisk na terenie aglomeracji śląskiej oraz innych miast Polski – mówi Michał Binkiewicz, Prokuratura Regionalna w Katowicach.
Sprawą zajmował się też Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Przedsiębiorca był kontrolowany do 2020 roku, efektem tej kontroli było wstrzymanie przez WIOŚ jego działalności. Otrzymał karę finansową i został wykreślony z BDO, czyli Bazy Danych Odpadowych, co w teorii uniemożliwiało mu przyjmowanie odpadów. Mimo to odpady nie zniknęły z Siemianowic Śląskich.
– W tej chwili toczy się spór kompetencyjny pomiędzy prezydentem miasta Siemianowice Śląskie, który w przeszłości wydał decyzję dla tego przedsiębiorcy, ona była ważna od roku 2017 do początku roku 2020 i pomiędzy marszałkiem województwa śląskiego, bo jest wątpliwość, czy to on powinien być kompetentny do usunięcia tych odpadów – mówi Agata Bucko-Serafin, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach.
A to spory koszt, bo od 7 do 10 tys. zł za jedną tonę odpadów. Choć od wybuchu pożaru minęły już trzy dni, na miejscu cały czas trwa akcja strażacka, choć już nie na taką skalę jak w piątek.
– Na miejscu działa obecnie 28 zastępów straży pożarnej i 80 strażaków. Realizujemy działania na pogorzelisku. Obecnie przelewamy teren i przy użyciu ciężkiego sprzętu jeszcze dochodzimy do miejsc, w których może się pojawiać zarzewie ognia – mówi st. bryg. Wojciech Kruczek, Śląski Komendant Wojewódzki PSP.
Z kolei jak przekazał wojewoda śląski Marek Wójcik zabezpieczony został rów michałkowicki. Poinformował również, że nie doszło do skażenia Wisły.
– W dalszym ciągu zostajemy na rowie michałkowickim, dlatego że w dalszym ciągu istnieje ryzyko przepływania niektórych szkodliwych substancji do Brynicy i Przemszy. Ewentualne wycieki substancji już nie będą w takiej ilości, w jakiej było to w momencie pożaru, natomiast w dalszym ciągu akcja będzie tam prowadzona – mówi Marek Wójcik, wojewoda śląski.
Na razie nie wiadomo co było przyczyną pożaru, to będzie wyjaśniać prokuratura.
Autor: Paweł Jędrusik