35 lat leczenia chorych z zawałem serca w Śląskim Centrum Chorób Serca
Mija 35 lat od kiedy w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu lekarze rozpoczęli interwencyjne leczenie chorych z zawałem serca.
Jak wspominał podczas okolicznościowej konferencji prof. Andrzej Lekston, początki były trudne. Podczas jednego z zabiegów, gdy przywieziony został 56-letni mężczyzna, pracownia do zabiegów była zamknięta. Nie było elektryków, ani pielęgniarek – trzeba było je wziąć z innego oddziału.
– Emocje były tak duże, że nie pomyślałem o tym i mechanicznie udrożniliśmy tę tętnicę, żeby nie czekać. Poszło. Balonikiem poszerzyliśmy, zostało około 20 proc. Gładko. Pięknie kontrast płynie. Chory mówi „czy mogę zejść ze stołu? Bo mnie już nie boli” – mówi prof. Andrzej Lekston, kardiolog.
Taka metoda leczenia przez 35 lat uratowała życie wielu pacjentom.
– Przede wszystkim jest zdecydowanie mniejsza śmiertelność – szpitalna i odległa u chorych, którzy doznali zawału serca. Czas hospitalizacji w tej chwili, średni, chorego z zawałem niepowikłanym to jest 4-5 dni, a nie jak to było kiedyś, koło miesiąca – mówi prof. Zbigniew Kalarus, kardiolog.
I choć leczenie zawałów jest na zupełnie innym poziomie niż ponad 30 lat temu, to nadal jest dużo do zrobienia. Problemem jest między innymi czas.
– Pierwszy element to są opóźnienia przedszpitalne. One w naszym kraju pozostają wysokie, bo średni czas od początku bólu do wykonania angioplastyki wieńcowej przekracza 4 godziny. Te opóźnienia w naszym kraju należą do jednych z najdłuższych w Europie. Przeprowadziliśmy analizę, która wskazuje, że 2/3 tych opóźnień, a więc prawie 2,5 godziny, związane są z opóźnieniem ze strony pacjenta – mówi prof. Mariusz Gąsior, kardiolog.
Ale duża część opóźnień jest związana z dzałaniem systemu ochrony zdrowia. Część pacjentów z zawałem trafia do szpitali, które nie mają możliwości leczenia interwencyjnego.