Alarm w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim. Przybyło 1200 uchodźców! [WIDEO]
Pod eskortą i jak najszybciej urzędnicy musieli się znaleźć w bezpiecznym miejscu. Na tyle bezpiecznym, żeby wicewojewoda śląski, wraz ze sztabem urzędników mógł pokierować regionem, który znalazł się w obliczu wojny. – Zważywszy na sytuację, która jest obecnie w Polsce i w ościennych krajach przewidujemy również możliwość zaistnienia konieczności – oznajmia Mirosław Szemla, wicewojewoda śląski. Dlatego śląscy urzędnicy z różnych części województwa przez najbliższe dwa dni, mają sprawdzić nie tylko swoje zdolności mobilizacyjne, ale też wykazać się umiejętnością przyjęcia 1200 uchodźców zagranicznych, którzy uciekli przed wojną. – Scenariusz jest tutaj sztucznie spreparowany, ale właśnie musimy się przygotować na to jak mamy funkcjonować, jak administracja publiczna będzie w wyższych stanach gotowości obronnej państwa – zaznacza Grzegorz Kamienowski, Zarządzanie Kryzysowe Wojewody Śląskiego.
Tym bardziej, że w ostatnim czasie manewry armii odbywają się coraz częściej i to w różnych miejscach i wariantach. Przez ostatnie tygodnie na Bałtyku, gdzie polska marynarka ćwiczyła wraz amerykańskim niszczycielem i turecką fregatą. W sumie 49 jednostek i 5 tysięcy żołnierzy. Z kolei dwa miesiące temu w Bieszczadach. Komandosi z brygady kawalerii powietrznej, wraz ze strażą graniczną i… kanadyjską armią. Wciąż rosną też wydatki na polskie wojsko. Tylko w tym roku przeznaczono na nie ponad 10 miliardów złotych, przez co Polska pod względem wydawanych pieniędzy zajmuje 9 miejsce wśród 27 państw NATO. – Budżet MON to jest 32 miliardy złotych. Jedna trzecia zostanie wydana na modernizację techniczną. To jest bardzo ważny aspekt, bo to jest ten element, który stanowi o rozwoju sił zbrojnych i o ich doskonałości – podkreśla kmdr. Janusz Walczak, MON.
We wciąż modernizowanej armii muszą się też odnaleźć rezerwiści. Dlatego coraz częściej powoływani są na ćwiczenia. Ostatnio kilka miesięcy temu na Śląsku. Do tarnogórskiego 5 pułku chemicznego wezwano ponad 500 osób z całej Polski. – Jesteśmy tutaj po to, żeby nabrać doświadczenia, gotowości i żeby w razie czego bronić ojczyzny – mówił st. szer. Marcin Wichary, rezerwista z Piekar Śląskich. Co na razie nie jest konieczne, ale bardziej prawdopodobne niż jeszcze w ostatnich latach. Więcej manewrów to odpowiedź na coraz częstsze manifestowanie siły przez Kreml. Ale też wojnę, która od zeszłego roku trwa we wschodniej części Ukrainy. W okupowanym przez separatystów okręgu donieckim od wielu miesięcy nie ma ukraińskiej administracji. Ta przeniosła się na stronę wciąż bronioną przez Ukraińców. Mimo porozumień mińskich, które zakładały zawieszenie broni po obu stronach. – Strona ukraińska boi się szturmu ma Mariupol i administracja skupia się po pierwsze na utrzymaniu tych strategicznych pozycji, wspieraniu utrzymania tych strategicznych pozycji, administrowaniu tym odcinkiem przyfrontowym – zaznacza Marek Sygacz, dziennikarz Polsat News.
Oczywiście pod kontrolą armii, od której w wypadku wojny wszyscy pracownicy administracji są absolutnie zależni. Podobny zresztą scenariusz, przyjęli na czas dwudniowych ćwiczeń urzędnicy ze Śląska, którzy swój sztab przenieśli do Wisły. <.>