Mogą posypać się mandaty. W Wodzisławiu Śląskim sprawdzają oznakowanie domów
Choć dom ukończony, to nie do końca wyposażony. Jego właściciele zapomnieli o jednym małym szczególe. A ten choć niepozorny może decydować o czyimś zdrowiu a nawet życiu. – Numer posesji warto mieć z tego względu, że karetka pogotowia, czy też jakaś sytuacja zagrożenia życia, to szybciej do niego dane służby trafią – mówi Tomasz Szadurski, Straż Miejska w Wodzisławiu Śląskim. Wie o tym najlepiej Paweł Kowalski, ratownik medyczny, który w swojej 13-letniej karierze wielokrotnie miał problemy z dotarciem do poszkodowanego. Wszystko przez złe oznakowanie budynku lub co gorsze – jego brak. – Numeracja pozwala nam na szybkie dotarcie do poszkodowanych i potrzebujących tej pomocy. Źle oznakowane numery sprawiają, że docieramy wolniej, a co za tym idzie stan zdrowia może się pogorszyć.
Naprzeciw tym problemom wyszli strażnicy miejscy z Wodzisławia Ślaskiego, którzy codziennie sprawdzają budynki prywatne pod kątem ich oznakowania. Konkretniej chodzi o numer. Ten choć obowiązkowy ciągle jeszcze przez wielu lekceważony. – Mówią, że to mnie nie dotyczy. Mnie tu wszyscy znają, ja nie potrzebuję numeru posesji, ja nie mam problemów, ja nikogo tutaj do siebie nie zapraszam – oznajmia Tomasz Szadurski. A problem jest i to poważny. Nie tylko w Wodzisławiu Śląskim. Złe oznakowanie to nie tylko brak numeru, ale też jego słaba widoczność. – Coraz więcej jest obiektów tzw. chronionych, gdzie oznakowanie jest za płotem, a na płocie wisi kartka "zły pies, nie wjeżdżać" – mówi Artur Borowicz, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego.
– To, że ktoś postawi małą tabliczkę nie oznacza, że będzie ona widoczna w nocy, że będzie ona widoczna z ulicy – dodaje Paweł Kowalski.
Dlatego warto w taką tabliczkę lub numer zainwestować. Wydatek niewielki, a i wybierać jest w czym. – Najbardziej popularne są cyfry plastikowe. Mamy również cyfry ceramiczne, jak i mosiężne – wymienia Karina Noga, sprzedawca. Tu rozbieżność cenowa jest duża, od 10 do 40 złotych. To niewiele w porównaniu z karą jaka czeka na tych, którzy upomnienie strażników miejskich zlekceważą. Bo ci najpierw poproszą, ale potem będą już karać i to dość słono. – Jeżeli oczywiście rozmowa nie pomoże, można nałożyć sankcje karne typu mandat. A ten może sięgnąć nawet ponad 200 złotych. Dlatego mieszkańcy choć na widok strażników reagują niechętnie, dyskutować z nimi nie zamierzają. – U mnie była straż miejska, numerku nie było i się do tego doczepili. Mąż go zamontował i już był spokój – opowiada Klaudia Królczyk, mieszkanka Łazisk Górnych.
Mieszkańcy Wodzisławia Śląskiego mają jeszcze 5 dni. Po tym czasie strażnicy zapukają do ich drzwi jeszcze raz. I oby tylko kontrolnie i bezkosztowo.