Oblężenie bajkowego Nikiszowca. Jarmark!
Jarmark w Nikiszowcu to hit. Czy przychodzą tu jeszcze mieszkańcy, czy już tylko turyści? I kto pamięta, że to wydarzenie 15 lat temu zaczęło się od kilku straganów z autentycznym rękodziełem i domowymi smakołykami?
Tłum ludzi. Wypełnione po brzegi autobusy. Zablokowane drogi dojazdowe. Wycieczki z Warszawy. Długie kolejki po grzańca. Wymarzona, zimowa pogoda. Mappingi na zabytkowych, ceglanych murach, płaczące dzieci, świąteczna muzyka, zapachy jedzenia. Byliście w weekend na jarmarku w Nikiszowcu? Z roku na rok jest to coraz większy tłok, a stragany obejmują kolejne ulice zabytkowego osiedla Katowic. Nie ma wątpliwości: jarmark świąteczny w Nikiszowcu to hit.
Hit tak wielki, że żeby tu przyjść, trzeba mieć naprawdę wyśmienity nastrój, cierpliwość i zasobny portfel. Zza ponad 150 straganów w białych namiotach niemal nie widać zabytkowego osiedla. Wśród setki straganów ze świątecznymi – i nie tylko – gadżetami – trudno wypatrzeć lokalne, śląskie marki. Cierpliwość przydaje się w kolejce do karuzeli czy po grzane wino. Czy przychodzą tu jeszcze mieszkańcy Katowic, czy już tylko turyści? Ma jeszcze swój urok? Jedno jest pewne: wszyscy chcą w grudniu zobaczyć magiczny, słynny Nikiszowiec, a handlowcy przyznają: Ludzie dużo kupują.
W Nikiszowiec w weekend, kiedy trwa jarmark, jest niczym jadalnia w mieszkaniu w bloku, w której postanowiliście zorganizować obiad na 50 osób. I wstawili już stół.
Historia jarmarku w Nikiszu
To już 15. edycja kultowego, świątecznego jarmarku w Katowicach – Nikiszowcu. Impreza przerosła chyba oczekiwania organizatorów, którzy w 2008 roku przygotowali go, żeby zebrać pieniądze na monitoring na osiedlu. Wtedy osiedle Nikiszowiec wciąż było mocno zdegradowane, strach było tu wieczorem wyjść na ulicę, a dzielnica zajmowała niechlubne, wysokie miejsce w statystykach policyjnych.
Przez kolejnych kilka lat jarmark w Nikiszowcu rósł, ale powoli, i wciąż można tu było kupić grafikę, bombkę czy kartkę malowaną na miejscu przez artystów z Grupy Janowskiej. Albo zjeść zistę (babkę), upieczoną przez gospodynie z Nikisza. Mieszkańcy Nikisza sprzedawali domowe ciasto, ręcznie robione ozdoby świąteczne,a do jedzenie były smakołyki kuchni śląskiej – żur, moczka i makówki. Wciąż zbierano pieniądze na rewitalizację konkretnych miejsc w dzielnicy, jak fontanna Rybka, ale też Nikiszowiec zmienił się totalnie. Z górniczego osiedla stał się czymś w rodzaju rzymskiego Trastevere: w familokach z czerwonej cegły znajdziecie noclegi Airbnb, sklepy z pamiątkami. Są tu drogie restauracje i kawiarnie, a ceny mieszkań poszybowały.