reklama
Silesia Flesz najnowsze informacjeTVS VIDEOTygodnik TVS

Paluszki Beskidzkie. Właściciele zakładu dziękują za okazaną pomoc

Wszyscy jedzą Paluszki Beskidzkie. Politycy, samorządowcy i zwykli ludzie ruszyli, by przekąski kupować i wesprzeć producenta. Na początku lipca spłonął zakład produkcyjny jednych z najbardziej popularnych słonych przekąsek w Polsce. Straty szacowane są w milionach. Mimo to właściciel firmy, okrzyknięty dziś w internecie pracodawcą roku, zapowiedział, że nikt nie straci pracy. I wtedy ruszyła lawina, która mocno zaskoczyła. 

Do zakupu paluszków zachęcają niemal wszyscy

Fala pomocy, która ruszyła po tym, jak przedsiębiorca poinformował, że mimo ogromnego pożaru nie zwolni żadnego z pracowników, stała się już trendem w mediach społecznościowych. Do zakupu paluszków zachęcają niemal wszyscy – politycy, inni przedsiębiorcy, celebryci i internauci . To na znak nie tylko solidarności z firmą z ponad trzydziestoletnią tradycją, ale również realna chęć wsparcia. Za co dziś prezes paluszków Beskidzkich serdecznie dziękuje.
– Na pewno są to skrajne emocje. Człowiek nie wie, jak zareaguje w takiej sytuacji. Na początku była wielka adrenalina, nie docierało do człowieka to, co się stało. W sobotę byłem jeszcze w amoku, w niedzielę rozsypałem się, od poniedziałku jakoś potrafię funkcjonować. To, co się dzieje w społeczności jest bardzo miłe, zaskakujące dla nas. Że jednak jest bardzo dużo ludzi, którzy mają serca, wspierają nas mentalnie, dzwonią, piszą, dużo firm oferowało się, że pomogą nieodpłatnie. Bardzo chcę tutaj właśnie przy okazji przed kamerą, jak mogę, podziękować tym wszystkim ludziom – mówi Adam Klęczar, prezes Aksam „Paluszki Beskidzkie”.

reklama

W przedsiębiorstwie zatrudnionych jest blisko sześćset osób i jak już następnego dnia po pożarze przekazał pracownikom zarząd, pracy nie straci nikt. Podczas feralnej nocy, kiedy w zakładzie w Malcu pojawił się ogień, na zmianie pracowało ponad stu pracowników. Jak dziś mówią przedstawiciele zarządu, dzięki organizowanym raz w roku ćwiczeniom próbnych ewakuacji, pracownicy szybko i sprawnie opuścili halę produkcyjną i nikomu nic się nie stało.
– Po pożarze musieliśmy całkowicie naszą produkcję zaprzestać. Cztery doby po pożarze już udało nam się uruchomić pierwsze dwie małe hale produkcyjne, które znajdowały się w budynkach niezależnych, niepołączonych z budynkiem, który się spalił. Na halach produkcyjnych, które spłonęły produkowaliśmy na przykład nasze paluszki o smaku sera i cebulki, była tam też część magazynów surowców – mówi Artur Klęczar, wiceprezes Aksam „Paluszki Beskidzkie”.

Powiązane artykuły

To był jeden z największych pożarów w powiecie oświęcimskim w ostatnich latach

Same gotowe produkty nie zostały objęte ogniem. Spłonęło natomiast blisko dziewięć tysięcy metrów kwadratowych powierzchni, co stanowi 40% całego zakładu. Jak dotąd przyczyna wybuchu pożaru nie jest znana, jednak tej można dopatrywać się w czynnikach zewnętrznych. Dziś pewne jest, że można wykluczyć udział osób trzecich. Sprawę badają, m.in. biegli z zakresu pożarnictwa. Jak informuje straż pożarna, to był jeden z największych pożarów w okolicy w ostatnich latach.
– Działania trwały ponad czterdzieści godzin związane z gaszeniem tego pożaru. Uczestniczyło w nich ponad sto pojazdów, ponad czterystu ratowników przez ten czas gasiło ten pożar. To byli ratownicy nie tylko z powiatu oświęcimskiego, jeśli chodzi o państwową i ochotniczą straż pożarną – mówi bryg. Zbigniew Jekiełek, oficer prasowy KP PSP w Oświęcimiu.

reklama

Na terenie zakładu Aksam trwają prace rozbiórkowe 

Z pożaru udało uratować się części pieców, które znajdowały się w hali. Niestety pozostały sprzęt nie
nadaje się do użytku. Wartość każdego z nich to przynajmniej kilka milionów złotych. Na terenie, gdzie
znajdował się budynek produkcyjny objęty ogniem trwają dziś prace rozbiórkowe, a podobne zwykle
zajmują od kilku do kilkunastu tygodni.
– Polegają na rozebraniu spalonych obiektów, spalonych hal, zabezpieczeniu i utylizacji materiałów, które postały po pożarze. Ich segregacji i utylizacji. Na terenie zakładu pracuje ciężki sprzęt oraz ludzie, którzy są niezbędni wraz z zwyżkami – mówi Jakub Biolik, prezes Arco-System.
Mimo skali dramatu, jaki dotknął właścicieli zakładu produkcyjnego paluszków Beskidzkich, wsparcie, które spływa powoduje, że ci czują jeszcze większą motywację do odbudowania zakładu i wzmocnienia marki. Tym bardziej, że otrzymują sygnały, że w sklepach produkty wykupowane są masowo. Jednocześnie prezes podkreśla, że nie organizuje żadnych zbiórek pieniędzy i o takie również nie prosi.

reklama

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button