Polskie ślady w Azji. Ślązacy ruszają w daleką wyprawę
Muszą zabrać wszystko co najważniejsze, by przez 40 dni przetrwać na bezdrożach Azji. Na ten czas to zdecydowanie coś więcej niż tylko samochód. Jeszcze nie tak dawno zwykła terenówka, po kilku miesiącach prac i przeróbek zmieniła się w auto, które sprostać ma największym wyzwaniom. – Przeróbek było tutaj trochę, ale nie aż tak dużo. Wzmocniliśmy trochę zawieszenie, poprzerabialiśmy w kabinie, zrobiliśmy gniazda, powyciągaliśmy niektóre czujniki i dodatkowe oświetlenie – wymienia Paweł Nocoń, uczestnik wyprawy Polskie ślady w Azji. Mimo wysoko postawionej przed nim poprzeczki, auto nie mogło być zbyt drogie. Jak zgodnie mówią liczą się z tym, że w takcie wyprawy będą musieli zmienić środek transportu. – Jeżeli auto nie będzie jej kontynuowało z nami, to je po prostu gdzieś zostawimy, przesiądziemy się na alternatywny środek transportu. W tej chwili nie wiemy, nawet nie mamy za bardzo pomysłu co to może być, czy to będzie rower, inne auto kupione tam na szybko, czy na przykład muł, który jest bardzo popularny w tamtych stronach – opowiada Piotr Brzóska – uczestnik wyprawy Polskie ślady w Azji.
Przed nimi do pokonania 18 tysięcy kilometrów. Ruszają dziś z Paniówek pod Gliwicami przez Białoruś, Rosję, Kazachstan do Kirgistanu i z powrotem przez Tadżykistan, Azerbejdżan, Turcję i Ukrainę do Polski. W trakcie wyprawy podążać chcą śladami Polonii w Azji, zmierzą się także z górami Pamiru i Pikiem Lenina. Bez względu na trudy wyprawy, jak mówi Paweł Nocoń na miejscu na pewno liczyć można na jedno. – Bardzo miłych ludzi, chętnych do pomocy. Ja jestem Azją zachwycony, dlatego tak chętnie tam wracam.
Na koncie ma już kilka wypraw, na motocyklu dotarł do Przylądka Północnego przejechał również wzdłuż i wszerz Mongolię. Piotr Brzóska z kolei od małego związany jest z górami. Zdobył między innym Mont Blanc. I choć ich rodziny są przyzwyczajone do tego, że co jakiś czas znikają z domu, to by mogli wyjechać na tę wyprawę musieli się trochę napracować. Swoją żonę o planach wyprawy do Azji pan Piotr poinformował już dwa lata temu. – Ponowiłem pytanie rok temu i jeszcze nie było żadnego problemu. Ten problem teraz się troszkę pojawia. Jest jednak sporo tematów organizacyjnych, mamy dwójkę małych dzieci, ale żona bardzo mnie wspiera w tej wyprawie i bez jej pomocy, za co jej bardzo dziękuję oczywiście, to wyprawy by nie było.
Nie tylko żony, ale każdy kto za powodzenie wyprawy będzie trzymał kciuki może jej uczestników śledzić online. Na stronie internetowej na bieżąco będzie można sprawdzić nie tylko gdzie są, ale i co u nich słychać.