Przyprowadziła dzieci do domu dziecka i powiedziała, że chce je oddać
Do tak dramatycznych sytuacji dochodzi naprawdę bardzo rzadko. Do domu dziecka w Mysłowicach przyjechała kobieta i oświadczyła, że chce oddać dwójkę swoich dzieci. Pracownik placówki zawiadomił policję.
O dalszym losie maluchów zdecyduje teraz sąd w Sosnowcu. Kobieta nie mogła, albo nie chciała zajmować się nimi dłużej. W komentarzach w mediach społecznościowych pojawia się bardzo wiele głosów, aby nie potępiać jej zachowania, bo nie znamy powodu, dla którego zdecydowała się na tak desperacki krok.
I dokładnie tego samego zdania są eksperci. O ile nierzadko ktoś pozostawia dziecko w oknie życia, to niewiele jest sytuacji, gdy przyprowadza je do domu dziecka. Do zdarzenia doszło w miniony piątek, kobieta przyszła z 3- i 6-letnim dzieckiem.
– Pani zgłosiła się do nas z dwójką dzieci. Poprosiła o wsparcie w tej formie, aby zabezpieczyć jej dzieci, ponieważ nie była w stanie się nimi zająć.
– Jaka była dalsza procedura i w jakim stanie były te dzieci?
– Dzieci były zadbane, uśmiechnięte, były w dobrym stanie psychicznym, były też zabezpieczone przez naszego wychowawcę w placówce – mówi Dorota Kompert, Dom Dziecka im. św. Ojca Pio w Mysłowicach.
Placówka poinformowała też odpowiednie służby. Teraz dzieci będą czekać na decyzję sądu co dalej. Według nieoficjalnych informacji chce się nimi zaopiekować najbliższa rodzina.
– Takie sytuacje kryzysowe, w których zgłaszają się opiekunowie albo trzeba interweniować i wyciągać dzieci z różnych trudnych sytuacji domowych, to są sytuacje, które niestety powtarzają się co kilka miesięcy – mówi Mateusz Targoś, zastępca prezydenta Mysłowic.
W takich sytuacjach kluczowe jest zbudowanie zaufania dzieci.
– Przede wszystkim dzieci muszą poczuć się bezpieczne. Muszą poczuć, że są akceptowane, chciane, że ich potrzeby są zaspokajane. Że mogą o wszystkim powiedzieć, o wszystko zapytać. Że te osoby są na ich każde wezwanie, że ich rozumieją. Natomiast też stawiają granice, wymagania, że nie są naznaczone tą swoją przeszłością. To jest ważne, że dziecko nie może się czuć winne z tego powodu, że trafiło do rodziny zastępczej. Jest też takie ładne powiedzenie, że jest rodzic z brzuszka i serduszka, że tak naprawdę ważne jest to, kto z nami jest, kto się nami opiekuje i jak ta osoba te nasze potrzeby zaspokaja – mówi Agnieszka Błach-Tomera, psycholog.
I o ile w niektórych przypadkach dzieci trafiają pod opiekę najbliższej rodziny, to wiele z nich na swoją rodzinę czeka długo. Bo rodzin, które chcą je adoptować ciągle jest za mało. A i procedura adopcyjna do prostych nie należy.
– Rodzina przychodzi na rozmowę informacyjną, gdzie informujemy jakie musi wymogi spełnić, jakie dokumenty złożyć, aby mogła przejąć opiekę nad dzieckiem w formie adopcji. Mówimy o tych dobrych rzeczach, mówimy też o trudnościach. Jeżeli rodzina stwierdzi, że to jest rola, to wtedy składa do nas wniosek wraz z pełną dokumentacją wymaganą. I od tej pory w ciągu czterech miesięcy prowadzimy całą diagnozę psychologiczno-pedagogiczną plus wywiad środowiskowy – mówi Anna Wójcik, Śląski Ośrodek Adopcyjny w Katowicach.
Dopiero wtedy wydawana jest opinia. Jeśli jest pozytywna rodzice muszą przejść jeszcze szkolenie warsztatowe.
Paweł Jędrusik