Śmierdzący i niebezpieczny problem Świętochłowic. Staw Kalina nadal straszy mieszkańców
– Boję się. Tak jak mówię, bezpośrednio wokół raczej nie chodzę, ale mieszkam w pobliżu. Tutaj też w pobliżu mam ogródek działkowy i martwię, ale co zrobić – mówi Jolanta Czeczota, mieszkanka Świętochłowic. Zwłaszcza, że dotacje unijne przepadły, a razem z nimi szanse na szybką rewitalizacje stawu Kalina. I choć 3 lata temu temu miasto podjęło ambitną próbę oczyszczenia zdegradowanego przez zakłady chemiczne zbiornika, wykonawca nie poradził sobie z inwestycją. – W tamtym postępowaniu przetargowym wybraliśmy firmę zgodnie z prawem i zgodnie z przepisami, natomiast okazało się, że firma była nierzetelna i nie wykonała zadania, tak jak było zapisane w umowie – oznajmia Beata Grzelec-Spetruk, naczelnik Wydziału Ekologii i Gospodarki Odpadami.
Miasto rozpisało kolejny przetarg na wykonanie prac, ale i ten unieważniono. Startujące w nim firmy nie sprostały wymaganiom gminy. Inspektorzy środowiska na patową sytuacje patrzą z boku i niepokoi ich ciągłe oddalanie w czasie końca tej inwestycji. – Trudno w tym momencie wskazywać winnych. Dla nas ewidentnym faktem jest to, że z jednej strony wybrany pierwotnie wykonawca nie wykonał tego zadania, zszedł z placu budowy, pozostaje w sporze sądowym z beneficjentem – mówi Adam Liwochowski, WFOŚiGW w Katowicach. Zdaniem prezesa dąbrowskiej firmy VIG, prezydent Świętochłowic Dawid Kostempski zataił w dokumentach fakt, co do ilości zalegających na dnie stawu niebezpiecznych odpadów. Broniąc się tym, że jest ich w Kalinie aż dwukrotnie więcej niż wykazano w dokumentacji. – To są duże układy zanieczyszczeń gruntów ponad 2 metry, a w niektórych miejscach nawet 3 metry gruntu zanieczyszczonego równie silnie, jak osady przeznaczone do usunięcia – stwierdził Zdzisław Seweryn, prezes firmy VIG z Dąbrowy Górniczej.
Zerwana w zeszłym roku umowa opiewała na 30 milionów złotych i aż w 85% miała być sfinansowana z dotacji unijnych. Miasto będzie musiało teraz zwrócić Brukseli pieniądze za część prac wykonanych przez dąbrowską firmę. Winą za niezrealizowanie inwestycji część radnych obarcza prezydenta Kostempskiego. – Rada miejska podjęła szereg uchwał zobowiązując pana prezydenta i dając mu instrumenty prawne, żeby to wykonał i ja dzisiaj odpowiedzialnością za niewykonanie w tym zakresie uchwał obarczam pana prezydenta, bo jest gospodarzem miasta – podkreśla Zbigniew Nowak, radny Świętochłowic. We wrześniu ubiegłego roku prezydent zapewniał, że zrobi wszystko, by usunąć ze stawu blisko 14 tysięcy ton szkodliwych fenoli. – Efektów nie ma żadnych, bo był ogłoszony nowy przetarg, przetarg ten został unieważniony i tak naprawdę ten wyjazd do Warszawy niczego nie dał,a po co on był? Wiem, że był w blasku fleszy – mówi Daniel Beger, lider Stowarzyszenia Przyjazne Świętochłowice.
Przedstawiciele stowarzyszenia "Przyjazne miasto" zarzucają mu m.in. brak informacji i zaniedbania w planowanej rewitalizacji Kaliny. – Wszyscy tę bombę chcą rozbroić, tylko niektórzy by chcieli wszyscy na chybcika i może źle, a my to chcemy zrobić racjonalnie i z wykorzystaniem środków unijnych. Tych wszystkich, a w nowej perspektywie tych środków będzie naprawdę sporo – odpowiada Bartosz Karcz, Zastępca Prezydenta Miasta. Władze miasta zapewniają, że już niebawem powalczą o kolejne dotacje, z tą różnicą, że tym razem zakres obowiązków wykonawcy się zwiększy. Mieszkańcom jednak trudno już uwierzyć w takie zapewnienia, tracą powoli cierpliwość. Sąsiedztwo skażonego stawu nie jest im już na rękę. <.>