Szpital grozy w Jastrzębiu Zdroju. Matki omijają go szerokim łukiem. Nigdy nie zapomną tego, co je tam spotkało [WIDEO]
O tym miejscu krążą legendy. Mamy, które trafiły do Szpitala Dziecięcego w Jastrzębiu Zdroju do dziś nie potrafią zapomnieć, co je tam spotkało.
-Dziecko zrobiło podczas badania kupę, pani doktor zwróciła uwagę wtedy pani dziecko się zesrało. Dla mnie jest to niedopuszczalne i karygodne – mówi Patrycja Jurczak,mama z Jastrzębia Zdroju. Ale nieuprzejmy personel to według jastrzębskich mam najmniejszy problem. Paulina Serwin o warunkach jakie panują na miejscu mówi krótko – dramatyczne.
-Pierwsze co zobaczyłam to umywalkę uszczerbioną w środku, jest grzyb i pleśń, tam w szpitalu chorują dzieci. Dziecko może podbiec i uderzyć się bo nie jest to niczym zabezpieczone – mówi Paulina Serwin, mama z Jastrzębia Zdroju. Według wielu mam, personel nie jest w stanie pomóc małym pacjentom w sytuacjach kryzysowych. Powodem jest brak specjalistycznego sprzętu.
Panie lekarki chociaż były bardzo miłe i przejęte losem moje córki powiedziały wprost, że nie dysponują sprzętem ratującym życie i jeśli dziecko się zatrzyma nie będą w stanie udzielić jej pomocy – mówi Malwina Brodowska – Bączek, mama z Jastrzębia – Zdroju. Problemy zaczynają się już w poradni nocnej i świątecznej pomocy – gdzie na miejscu nie ma lekarza pediatry. Mali pacjenci są odsyłani do ościennych miast.
Niestety zostałam odesłana z duszącym się dzieckiem do Rybnika. Tutaj nie było pediatry na miejscu, pani doktor, lekarz ogólny będąca na miejscu, nie chciała nawet spojrzeć na dziecko, kazała zamknąć drzwi bo jest jej zimno – komentuje Natalia Legierska, mama z Jastrzębia Zdroju.
Rzecznik prasowy szpitala przyznaje, że problem z pediatrami w poradni nocnej i świątecznej pomocy jest. Ale na miejscu jest zawsze lekarz ogólny, który może pomóc, a pacjenci są jedynie informowani, gdzie najbliżej – pomocy może udzielić pediatra. Zarzutami mam niezadowolonych z opieki medycznej na miejscu pani rzecznik jest zaskoczona.
Nie mamy żadnych oficjalnych skarg ani w znaczeniu ustnym ani pisemnym, które wskazywałaby na jakieś nieprawidłowości lub niewłaściwe zachowanie ze strony oddziału pediatrycznego, personelu medycznego – mówi Alicja Brocka z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 2 w Jastrzębiu Zdroju.
Problem jednak jest, skoro podobnymi wrażeniami z pobytu w jastrzębskim dziecięcym szpitalu dzieli się na profilu społecznościowym prawie 150 mam. Jastrzębscy radni o sytuację w szpitalu obwiniają dyrekcję szpitala i obiecują, że tematem zajmą się na nadzwyczajnej sesji rady miasta, po świętach.
Niech w końcu pani dyrektor zajmie się szpitalem i przyjrzy się jak wygląda sytuacja w szpitalu na Krasickiego, bo zawsze pokazuje nam tylko informacje że jest super, super – mówi Andrzej Matusiak, radny PiS z Jastrzębia Zdroju.
Super raczej nie jest.
-Pani wraca tam do tego szpitala?
Nie zdecydowanie, nie. Ja zdecydowanie wybieram ten w Żorach. Warunki w szpitalu w Żorach, a te w jastrzębskim to niebo a ziemia – mówi Daria Karolik, mama z Jastrzębia Zdroju.
Mamy z Jastrzębia Zdroju zapowiadają, ze sprawy tak nie zostawią. Piszą skargi do Narodowego Funduszu Zdrowa, a szpital omijają szerokim łukiem.(Monika Herman)
Dlatego rodzilam w Wadowicach szpital im Jana Pawla || ul Karmelicka polecam mile wspominam polozne i opieke jaka mnie obdazyly mnie i mala polecam wszystkim kobieta
A co ma porodówka do oddziału dzieciecego?? bo nie kumam… co ma piernik do wiatraka? rodziłam swoje dzieci w jastrzębiu, o porodówce złęgo słowa nie powiem.
Ale mowa jest i szpitalu na Przyjaźni A nie na Al. Jana Pawła …
I warunki tez bardzo dobre szpital po generalnym remoncie i oddzial dzieciecy na karmelickiej tez bez zastrzezen gdy moja corka tydz lezala bardzo dobrze sie nia zajeli i lekarze bardzo mili wspominam bardzo mile jak rodzic to tylko w Wadowicach do tego miasto swiete
Syf kiła i mogiła
Bez przesady, może nie jestem małym dzieckiem ale miałam dość poważna dolegliwość dotyczącą serca, lekarz w nocnej poradni zbadał mnie a później skierował na szpital gdzie przyjęła mnie pani doktor pediatria, która również mnie podobnie zbadała i podjęła ostateczna decyzje o zostaniu na oddziale, będąc tam w tym roku 2017 i to pod koniec nie zauważyłam żadnej umywalki warunki okej racja skromne ale problemy z sercem to nie błachostka zostałam podłączona do specjalistycznego sprzętu i potrzebne były dodatkowe badania wiec przejechałam do szpitala dla dorosłych ponieważ tam znajdował się kardiolog. Traktowałam byłam prawidłowo wręcz Panie były mile i to każde.
Chyba myli pani szpitale….. co innego WSS a co innego oddział dzieciecy na krasickiego. czyt ze zrozumieniem nie boli
Powinni ten syf zamknąć,to jest artkuł z wczoraj ,dzis przed godz 11 była tam telewizja i oczywiscie sanepid.Pani dr.która przymowała dzieci wczoraj wieczorem widocznie z kulturą nigdy nie miała doczynienia .Popieram wszystkie mamy ,które nagłosniły sprawe.
To Nie jest szpital dziecięcy to co tam się wyrabia powinien zająć się prokurator… Lekarze z wielką łaską i od niechcenia zajmują się dziećmi.!! Na nocnej zmianie lekarz i pielęgniarki śpią.! Rodzic który opiekuje się dzieckiem robi wszystko i gdy zabiera dziecko na własne rządanie jeszcze musi zapłacić za swój pobyt, bo spał na krześle.!
Byłam tam ze trzy razy w weekend i raz leżałam z synem i nigdy więcej.Pielęgniarki nieprzyjemne, lekarki też niekontaktowe . Teraz gdy coś się dzieje jadę na pogotowie do Żor ( leżałam tam też z synem ) i nie ma porównania z Jastrzębiem.
Gdy leżała z córką w tym szpitalu to brałam szmatkę z domu żeby wyczyścić wszystko wokół bo taki syn był. , którą sprzatała mylą jedną szmatą cały oddział ( oczywiście tylko podłogi) nie zmieniając nawet wody. Jak tylko ktoś jej na coś zwrócił uwagę to potrafia pakować, a gdy się odwrócił to pokazywała środkowy palec. Pielęgniarki mile tylko gdy się im nie przeszkadzało. Jeśli cos dziecku działo w nocy to pbrazone ze muszą przyjść. Jeszcze ochrzaniały, że proszę o coś przeciwgoraczkowego dla dziecka, bo gdy mierzymy tym swoim zepsuty termometrem im wychodziło zawsze ze ma 37 stopni a mi dziecko leciało przez ręce i majaczyło. Mój termometr rteciowy pokazywał 39 stopni. Nie robiąc żadnych badań w tym kierunku stwierdzili, że dziecko ma rotawirusa, bo wymiotowało kilka razy. Tyle że wymiotowalo flegmą z kaszlu. Na kaszel i gorączkę oczywiście nic nie podawali bo to przecież rotawirus. Aż po 2 tygodniach lekarka stwierdził a przy badaniu ze chyba coś słyszy na oskrzelach i chyba trzeba podać antybiotyk ale ona o tym nie decyduje. Po kilku godzinach dali antybiotyk. Jak tylko następnego dnia gorączka spadła wpisali do domu dziecko z zapaleniem oskrzeli. Nie warto nawet pisać warunki tam są tragiczne bo o tym każdy kto tam był wie.
Ale mowa jest i szpitalu na Przyjaźni A nie na Al. Jana Pawła …