Kategorie

Szpitale woj. śląskiego na krawędzi! Za dwa lata może upaść 20 palacówek

Nie dalej jak rok temu większość samorządowców oraz zarządów szpitali miejskich, które otrzymały pierwszy stopień referencyjności w tworzonej sieci szpitali, odetchnęła z ulgą. Po kilku miesiącach rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Za dwa lata w województwie śląskim może upaść aż 20 placówek.

Oferowane przez Śląski NFZ stawki i ryczałty nadal wymuszają na szpitalach szukanie pieniędzy w miejskiej kasie. Pokrywane deficyty liczone są już w milionach i nic nie wskazuje by nie miały się pogłębiać. Potwierdzają to liczne przykłady podawane przez obecnych na spotkaniu przedstawicieli szpitali.

Złotówka za świadczenie medyczne

Średnia stawka świadczeń udzielanych w trakcie nocnej i świątecznej pomocy medycznej w województwie Śląskim wynosi 1 – 1,2 złotych, podczas gdy w innych regionach kraju za pojedyncze świadczenie płaci się siedem razy więcej. Jak mówi jeden z zarządzających szpitalem – nie da się pokryć taką kwotą kosztów związanych z przyjęciem pacjenta. Ktoś, kto zaproponował taką stawkę dla szpitala, chyba nigdy nie korzystał z pomocy lekarza na ostrym dyżurze i nie ma pojęcia, z ilu instrumentów korzysta służba medyczna. My nie znajdujemy jednorazowych i wysterylizowanych narzędzi w ogródku. My je kupujemy, a za sterylizację płacimy. I proszę mi wierzyć, że nie kosztuje to złotówkę – stwierdził.

Kolejną przyczyną rosnącego zadłużenia jest drastyczne obniżenie stawek ryczałowych w izbach przyjęć i SORach, które nie pokrywają kosztów lekarzy w nich dyżurujących oraz pielęgniarek, ratowników medycznych, opłat za media, leki i opatrunki zużyte w trakcie dyżuru.

OIOMy pod kreską

Pat ryczałtowego rozliczania usług medycznych dotyka również tych ratujących życie pacjentów, jak ma to miejsce na oddziałach intensywnej opieki medycznej lub w przypadku leczenia udarów. Nie można przecież po przekroczeniu kwoty ryczałtu wywieźć pacjenta na ulicę i powiedzieć, że przewidziany ryczałt wyczerpał posiadane środki na jego leczenie i musi dalej zadbać o siebie sam.

Pobyt na oddziale intensywnej opieki może trwać nawet kilka miesięcy a nadwykonania kontraktu, które nie będą zapłacone przez Ministerstwo, w samym tylko IV kwartale 2017 roku, sięgają od czterystu tysięcy złotych do nawet miliona na pojedynczą placówkę.

W podobnej sytuacji znajduje się wiele innych oddziałów, np. oddziały wewnętrzne, które pomimo wykonywania pełnej diagnostyki nowotworów nerek, białaczki czy szpiczaków, nie mogę liczyć na rozliczenie usług, gdyż z założenia są one drastycznie ograniczane.

Prywatne szpitale jak domy weselne

Deklarowane w trakcie reformy służby zdrowia gwarancje kontraktowania dla miejskich (publicznych) placówek okazały się w praktyce obietnicą bez pokrycia. Prywatne szpitale mogą dziś liczyć na wyjątkowe traktowanie. Pozyskują głównie lukratywne kontrakty z NFZ, które możnaby wykonać w placówkach publicznych, z tą różnicą, że na prywatnych właścicielach nie spoczywają obowiązki prowadzenia ciągłości procedur czy kosztownego utrzymywania dwudziestoczterogodzinnej gotowości do świadczenia usług medycznych.

Przypomina to sytuację z branży ślubnej, gdzie restauracje i hotele, funkcjonujące i zatrudniające na umowę o pracę, przegrywają z coraz częściej budowanymi domami weselnymi, które działają wyłącznie wtedy, kiedy pojawia się zlecenie. W pozostałym czasie nie wnoszą nic do lokalnego rynku pracy i nie pełnią na stałe żadnej funkcji społecznej.

Polityka kadrowa w szpitalach padnie bez zmian ustawowych

Szklanym sufitem rozwoju każdego szpitala są kadry, a właściwie ich brak. Analizując bieżącą sytuację delegatów oraz informacje z całego kraju, jakie przedstawiono na spotkaniu, można zaryzykować stwierdzenie, że lekarze, pielęgniarki i średni personel dzielą się na dwie grupy: tych którzy już wyjechali za granicę, i tych, którzy właśnie się pakują.

Co trzeci lekarz, pracujący w szpitalach naszego regionu, osiągnął wiek emerytalny. Istnieje ogromna dziura pokoleniowa pomiędzy nimi a najmłodszymi, którzy mają przed sobą jeszcze kilka lat stażu, i nie widać, by urzędnicy Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Edukacji znaleźli na tę sytuację skuteczną szczepionkę. Bez pilnego i skutecznego mariażu tych dwóch resortów, który mógłby chociażby ułatwić pielęgniarkom start na godnym finansowo poziomie, szpitale mogą wkrótce świecić pustkami.

Biorąc pod uwagę fakt, że wzrost wynagrodzenia dla lekarza specjalisty do kwoty 6700 zł brutto będzie finansowany zgodnie z propozycją ministerstwa zdrowia, tylko w zakresie wynagrodzenia zasadniczego oraz wysługi lat, zaś rozliczenie za dodatki, dyżury nocne i świąteczne mają być wypracowane przez szpital. Trzeba zapytać, na czym, lub czyim kosztem, ma ten szpital zarobić?

Poziom tego wynagrodzenia będzie podlegał refundacji tylko w tych przypadkach gdy lekarza zadeklaruje się, że będzie pracował tylko w jednym publicznym szpitalu. Konsekwencją tego przepisu, który wszedł w życie 1 lipca br., będą braki kadrowe lekarzy na oddziałach i izbach przyjęć, którzy nie będą w stanie zabezpieczyć obsady dyżurowej jednostek leczniczych. Puenta jest taka, że podwyżkę lekarzom przyznano lekką ręką, ale o jej finansowanie ustawodawca już nie zadbał.

Odciążyć pielęgniarki lub zamknąć oddział

Kolejna zmiana norm w zatrudnianiu obsady obsługującej oddziały szpitalne zakłada, że trzeba będzie zatrudnić do leczenia i opieki większą liczbę pielęgniarek. Problem w tym, że już teraz wykształcone pielęgniarki to pracownicy deficytowi. Delegaci na spotkaniu informowali, że proponowana przez Ministerstwo zmiana wymusi na nich konieczność zatrudnienia dodatkowych 20 do 40 pielęgniarek. Pytanie skąd mają pochodzić?

Źródło: materiały prasowe

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button