Wypadek autokaru w Romanowie. Miasto: z rodzicami poszkodowanych dzieci kontaktują się oszuści
9-letni Robert Walter wciąż jest w szpitalu, ale czuje się już lepiej choć, jak mówi, do autokaru nie wsiądzie już nigdy. – Najpierw mnie bolał brzuch, potem kark. A teraz ręka. W sobotę i piątek to mnie bolało, a teraz w niedzielę to mnie przestaje boleć. Stres dla rodziców też coraz mniejszy, ale to nie oznacza, że się nie denerwują. Kilkanaście godzin po dramatycznym wypadku Marek Walter odebrał telefon. Z drugiej strony słuchawki prawnicy z Wrocławia i powtarzająca się w kółko obietnica. – Można wywalczyć bardzo duże odszkodowanie, bo to jednak katastrofa lądowa. Wiadomo – chcą żerować. I jak mówi ojciec Roberta o pomyłkowo wybranym numerze telefonu nie mogło być mowy. – Nazwisko i wiedzieli, że syn, a nie córka uczestniczył w wypadku.
Gdy rozmowy telefoniczne nie przyniosły oczekiwanego przez kancelarię prawniczą efektu, jej przedstawicielka postanowiła działać bardziej zdecydowanie. – Kontaktują się już bezpośrednio. Po prostu przychodzą do domu i pytają się o adresy innych uczestników wypadku. Żadnych ulotek, żadnych wizytówek, żeby nie było śladów, że tu byli. Marek Walter, jak się okazało, nie był jedyny. Dlatego postanowiło zareagować miasto. Na swojej stronie urząd Piekar Śląskich ostrzega przed, jak piszą, oszustami, którzy oferując pomoc prawną powołując się na umowę ze szkołą, która organizowała wyjazd do Łeby. – Nie współpracujemy z żadną kancelarią. Nikomu nie udostępniłam list dzieci. Nikomu poza policją. Nikogo nie upoważniłam, żeby reprezentował szkołę i żeby wypowiadał tego typu kłamliwe informacje – wyjaśnia Stefania Ir, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 9 w Piekarach Śląskich.
Prawnicy z Wrocławia, by dopiąć swego, zaczęli się kontaktować z rodzinami osób, które pracowały przy organizacji wyjazdu na Zieloną Szkołę. Matka Dagmary Mizery była pielęgniarką w trakcie wypoczynku dzieci z piekarskiej podstawówki. Od kobiety próbowali wyciągnąć nazwiska rodziców dzieci poszkodowanych w wypadku pod Częstochową. – Oni na pewno jak będą potrzebowali pomocy prawniczej to się gdzieś zgłoszą ,ale niekoniecznie na drugi dzień po wypadku. Oni muszą mieć na to czas, oni muszą dojrzeć do tego i odpocząć po prostu. Trzeba dać im spokój. Dla mnie to jest po prostu nieetyczne. Skontaktowaliśmy się z prawniczką, która próbowała nakłonić do współpracy poszkodowane rodziny. Przyznała się do tego, ale zapewniała również, że nigdy na umowę z dyrekcją szkoły się nie powoływała, a kontakty do rodziców zdobyła legalnie. Na wyemitowanie rozmowy jednak się nie zgodziła.
Głos za to zabierają prawnicy, którzy na co dzień zajmują się osobami poszkodowanymi w wypadkach. Ich zdaniem krążenie po domach i wydzwanianie do ludzi to brak profesjonalizmu i pierwszy sygnał dla poszkodowanych, że coś jest nie tak. – Nie podpisujmy niczego pochopnie bo podpisując umowę możemy narazić się na koszty, nawet w momencie kiedy nie uzyskamy żadnego odszkodowania – wyjaśnia Marcin Marszołek ze Stowarzyszenia Wokanda. Na odszkodowanie, jeśli wierzyć dyrekcji szkoły, rodziny mogą liczyć. Wyjazd, który tak tragicznie skończył się w czwartek wieczorem, był ubezpieczony. Władze miasta razem ze szpitalem w Piekarach Ślaskich już w najbliższy poniedziałek zorganizują dodatkową pomoc dla rannych dziewięciolatków. Jutro na oddziale chirurgi dziecięcej poszkodowani będą mogli ponownie się przebadać. – Bez względu na porę. Obojętnie, o której godzinie się pojawią zostaną przyjęci bez kolejki. Należy tylko zabrać ze sobą dokumentację medyczną, czyli wypis ze szpitala, gdzie dzieci trafiły tuż po wypadku – informuje Katarzyna Nylec, rzecznik Urzędu Miasta w Piekarach Śląskich.
W szpitalach nadal przebywa troje dzieci, jedna nauczycielka oraz najciężej ranny – kierowca autobusu. Mężczyzny, z uwagi na stan zdrowia, na razie nie udało się przesłuchać. <.>