Heaven Wins w Siemianowicach Śląskich WIDEO
Nie „cukierek albo psikus” a „cukierek i dobry uczynek”. Po raz drugi w Siemianowicach Śląskich organizowane jest święto Heaven Wins, które jest alternatywą przypadającego na dziś Halloween. Alternatywą, ale jak przekonują władze miasta – nie kontrą. Na czym polega siemianowickie święto – o tym Paweł Jędrusik.
Motto akcji to po prostu czynić dobro. Ale nie chodzi tu o jakieś wielkie, charytatywne akcje czy trudne zadania, a o proste gesty – na przykład, żeby porozmawiać z kimś bliskim, komu dawno nie poświęciło się swojego czasu.
– Jak najbardziej, niech ludzie są dobrzy i robią dobre uczynki.
– Podoba się pani taka akcja?
– No, nie mam nic przeciwko – mówi Elżbieta, mieszkanka Siemianowic Śląskich.
– To jest bardzo zachęcające. Bo to wiadomo, że jak za młodu się coś nauczy i wpaja w siebie, no to potem są tego jakieś skutki, dobroci – mówi Halina, mieszkanka Siemianowic Śląskich.
Idea jest prosta – na siemianowickich cmentarzach dzieci ze szkół podstawowych rozdają cukierki, odblaski i małe kartki z dobrym uczynkiem do wykonania. Ale 31 października to już kulminacyjny dzień całego święta.
– Najważniejsze w tym święcie to dobry uczynek. Od tygodnia dzieci z naszych siemianowickich szkół pokazywały jak czynić dobro, jak robić dobre uczynki, jak pomagać zwierzętom, ludziom starszym, dzieciom. Więc ta otoczka tego święta jest przynajmniej tygodniowa – mówi Beata Gałecka, zastępca prezydenta Siemianowic Śląskich.
I jak zapewniają władze miasta – nie chodzi tu o konkurowanie z Halloween.
– Jest to alternatywa, niektórzy mówią że jest to kontra. Nie, to nie jest kontra do Halloween. Jest to przedsięwzięcie, święto, dobry zwyczaj, który ma na celu propagowanie dobra, dobrych uczynków – mówi Rafał Jakoktochce, Urząd Miasta w Siemianowicach Śląskich.
A oprócz zachęcania mieszkańców do czynienia dobra, zorganizowany został także Bieg Aniołów – sztafeta na dystansie 333 km. Wystartowało w nim kilkadziesiąt osób.
– Ja nie lubię Halloween, wolę coś w stylu białego, czyli skrzydła, niebo. Ja jestem takim bardziej zwolennikiem „na miękko”, niż tak „hardkorowo” jak w Ameryce. Tak więc biegamy dzisiaj tak długo, jak nogi poniosą. Sky is the limit – mówi Łukasz Czapla, mieszkaniec Siemianowic Śląskich.
I podobnie jest w przypadku dobrych uczynków – sky is the limit, bo przecież dobrego nigdy za wiele.