Do Wenecji na dwa dni. Czy to się opłaca?
Zdecydowane tak dla krótkich wypadów! Tanie linie kuszą atrakcyjnymi cenami biletów lotniczych niemal przez cały rok. Nam udało się polecieć z Krakowa do Wenecji – Treviso za niecałe 200 złotych. No i czy oprócz taniego lotu jesteśmy w stanie ogarnąć równie tanio nocleg, przejazdy, wyżywienie już w samej Wenecji? Wbrew powszechnemu przekonaniu, Wenecja nie jest tylko dla bogatych! Szczegóły poniżej.
W zasadzie cała wyprawa trwała cztery dni, ale na zwiedzanie tak naprawdę Wenecji, Werony i Burano potrzebowałyśmy dwóch dni. Da się? Da! I to bez nadmiernych kosztów. Ale od początku…
Lot Kraków – Wenecja Treviso zabukowałyśmy około dwa miesiące przed wylotem, czyli w lipcu. Nie miałyśmy specjalnego planu, naszym marzeniem było po prostu zobaczyć Wenecję, no i spełniło się, a że jesteśmy ruchliwe i uparte, to w ciągu tych dwóch dni skoczyłyśmy jeszcze do Werony i Burano, czyli na malutką wysepkę położoną na Lagunie Weneckiej, gdzie królują kolorowe domki.
Wenecja to było nasze must see, ale będąc na miejscu i mając taką możliwość, grzechem byłoby nie zobaczyć balkonu Julii w Weronie, czy właśnie malutkiej wysepki rybackiej słynącej z kolorowych domków. Wszystko jest do ogarnięcia, o ile nie nastawiamy się na leżenie przy basenie, który miałyśmy na kempingu i tylko pobieżnie, powiedzmy sobie instagramowo, chcemy „zaliczyć” interesujące nas miejsca. Umówmy się, jeśli chciałybyśmy zwiedzać wszystkie place i katedry w Wenecji, to dwa dni to zdecydowanie za krótko.
Treviso
Tam wylądowałyśmy. Po odebraniu bagażu przyszedł czas, by dostać się do centrum tego małego miasteczka nazywanego też Małą Wenecją. Udało nam się to dzięki komunikacji miejskiej, która zreszta we Włoszech jest bardzo dobrze rozwinięta.
Bilet autobusowy z lotniska do centrum Treviso kosztował nas 4 euro, z tym, że jest to bilet 48 godzinny – cena zatem wydaje nam się niezbyt wygórowana. W samym Treviso, niestety z kulą u nogi, bo ponad 20kg bagażem spędziłyśmy około trzech godzin. Nie miałyśmy sprecyzowanego planu, chciałyśmy odpocząć, wypić kawę, zjeść coś typowo włoskiego i ruszyć w dalszą drogę.
Treviso jest spokojne, można odpocząć i faktycznie poczuć przedsmak weneckich klimatów. Sporo tam wąskich uliczek i dobrze ubranych Włoszek. Do Wenecji pojechałyśmy pociągiem.
Treviso – Wenecja
Podróż pociągiem z dworca Treviso do pierwotnie Venezia P. Marghera trwa 32 minuty. Nasza trasa była jednak nieco dłuższa, bo nie udało nam się wysiąść na docelowej stacji. Po czasie stwierdziłyśmy jednak, że podróż do Venezia S. Lucia wyszła nam na dobre. Z głównego dworca w Wenecji bowiem jest więcej połączeń. Cena biletu na pociąg z Treviso do Wenecji, w zasadzie do samego centrum, to koszt 3,70 euro.
Witaj Wenecjo!
Jeszcze tego samego dnia zobaczyłyśmy naszą wymarzoną Wenecję. Co prawda, już się ściemniało, ale to chyba tylko dodało uroku temu miastu.
Było ciepło, przyjemnie, ale musiałyśmy jechać dalej, bowiem nocleg miałyśmy zaklepany ok. 10 km od Venezia S. Lucia. Niestety tego dnia byłyśmy zmuszone skorzystać z taksówki, na którą wydałyśmy nieplanowane 27 euro. Raczej zmęczenie, a nie zdrowy rozsądek przemawiały przez nas tego wieczora.
Tanie spanie
Ktoś powie, że wcale nie takie tanie, ale porównując do cen i warunków w Polsce, serio, byłyśmy zadowolone. Za trzy doby na kempingu hu Venezia camping in town w miejscowości Marghera, oddalonego od Wenecji ok. 10km, gdzie kursował „hotelowy” bus zapłaciłyśmy ok. 700 zł na pół. Czy to dużo? Wzięłyśmy opcję bez śniadania – te można było sobie dokupić w cenie 9 euro za osobę.
Kemping, oprócz tego, że oferuje przyzwoite warunki, to jeszcze jest bardzo dobrze skomunikowany, no i ma na miejscu sklep, restaurację oraz basen, z którego niestety nie skorzystałyśmy, bo był otwarty w godzinach 10-18, a my akurat w tym czasie byłyśmy nieobecne.
Bus z „hotelu” do Wenecji kursuje od rana do wieczora co godzinę, w cenie 2,5 euro od osoby. Polecamy to miejsce! Widziałyśmy tam miejscu sporo samochodów na polskich rejestracjach, rodzin z dziećmi, młodych oraz starszych ludzi – jest to więc miejsce dla każdego.
Wenecja i Burano
Spacery wąskimi uliczkami, fotki, włoska kuchnia, aperol i nie do końca zaplanowany pobyt na Burano. Tak spędziłyśmy w zasadzie pierwszy dzień we Włoszech. Chciałyśmy zobaczyć wszystko, posmakować wszystkiego, co było w zasięgu naszego wzroku i kieszeni, wykorzystać maksymalnie czas, który mamy i chyba nam się to udało. Zasmakowałyśmy prawdziwej włoskiej kuchni, poczułyśmy się siedząc i pijąc aperol jak prawdziwe Włoszki. No cudownie! Nawet chwila na zakupy znalazła się w naszym napiętym grafiku.
Jak Wenecja, to kanał La Grande i to głównie wokół niego skupiał się nasz spacer. Odwiedziłyśmy lokalne sklepiki, kilka restauracji, kawiarnie, przebyłyśmy kilka kilometrów pieszo, aby pięknymi weneckimi uliczkami znaleźć się na Placu św. Marka. Nie zdecydowałyśmy się na „przejazd” gondolą, gdyż nasz budżet był mocno ograniczony, a taka 30 minutowa przyjemność kosztowałaby nas 80 euro od łba.
Na Placu św. Marka przywitał nas niemiłosierny upał, multum ludzi oraz wszechobecna woda, która poniekąd dała ukojenie naszym stopom. To, że woda zalewa plac jest zjawiskiem znanym, spowodowanym przypływem, a raczej wyjątkowo dużym przypływem, który sprawia, że Plac św. Marka dosłownie pływa. Dzieje się tak dlatego, że tzw. System Mose, czyli zapory przeciwpowodziowe nie działają tak, jak powinny.
Wydaje nam się, że zalany Plac św. Marka jest obecnie pewnego rodzaju atrakcją dla turystów. Stwierdzamy tak po zachowaniach niektórych ludzi i napewno nie były to małe dzieci, choć ich zachowanie na to właśnie by wskazywało.
Na placu św. Marka spędziłyśmy około godziny. Nie zwiedziłyśmy bazyliki. Zniechęciła nas przede wszystkim ogromna kolejka. Wolałyśmy się udać na Burano.
Tramwaj wodny na Burano startował ze „stacji A” na Placu św. Marka. Bilet w dwie strony kupiłyśmy w cenie ok. 10 euro za osobę, a płynęłyśmy na wyspę około godziny.
Na miejscu robiące wrażenie kolorowe domki, mnóstwo knajpek i sklepików z giftami ze szła z Murano. To na Burano po raz pierwszy zasmaokowałymsy tzw. cicchetti – czyli małych włoskich kanapeczek, które podawane są w towarzystwie aperolu. Cena jednej malutkiej kanapeczki, np. z krewetką to 2,5 euro. Nie da się tym najeść!
Trzy godziny na Burano było wystarczające. Tramwajem wodnym wróciłyśmy z powrotem do Wenecji, jednak już w inne miejsce. Do Venezia S.Lucia szłyśmy piechotą, opierając się na nawigacji. Na koniec prawdziwa włoska uczta dla naszych podniebień i powrót do Marghery.
Nasz bus „hotelowy” zabierał nas z określonego miejsca o godz. 21:30.
Wenecja i Werona
To była szybka akcja, bez specjalnego planu. Drugiego dnia rano wsiadłyśmy do busa i pojechałyśmy do Wenecji. Decyzja – Werona. Skoro już jesteśmy w jej zasięgu, to dlaczego nie zobaczyć słynnego balkonu Julii? Udało się.
Pociąg do Werony kursuje co chwile. Udało nam się załapać na ten o godz. 11:10. Po około 1,5 godziny byłyśmy już w Weronie. Wycieczka kosztowała nas w jedną stronę 9,70 euro od osoby.
Samo miasto nie zrobiło na nas specjalnego wrażenia. Jest za bardzo „betonowe”, mało tam roślinności, człowiek czuje się przytłoczony i mimo tego, że w Wenecji również jest masa ludzi, to w Weronie ogrom turystów jest nie do „przerobienia”, tym bardziej w upale.
Spędziłyśmy tam niecałe 5 godzin. Pizza, aperol, tiramisu i balkon Julii zaliczone – odhaczone. Do Werony byśmy nie wróciły, pomimo tego, że w mieście odbywały się liczne performances, na które nawet rzuciłyśmy okiem. Ale to dla nas za mało.
W tym dniu wieczorem w Wenecji rozpętała się prawdziwa burza z gradobiciem. Oczekiwanie pod mostem na bus, który zawiezie nas na kemping trwało wieczność. Do hu Venezia camping in town dotarłyśmy całe mokre.
Ostatnie śniadanie w Wenecji i powrót
Nie do końca wiedziałyśmy, czym dostaniemy się na lotnisko w Treviso. Taksówka odpadła ze względu na koszt, przesiadki też były nam nie na rękę ze względu na bagaż. A i pogoda nie dopisywała – od samego rana obficie padało. To skłoniło nas nawet do zakupu śmiesznych czerwonych peleryn. Nie myślałyśmy już o tym, by dobrze wyglądać, a w miarę komfortowo się czuć. Wybór padł na autobus ATVO, który jeździ bezpośrednio na lotnisko i odjeżdża z placu autobusowego tuż za dworcem kolejowym. Cena biletu na lotnisko w Treviso to 11 euro. Czas przejazdu to niecała godzina.
Przed odjazdem znalazłyśmy jeszcze godzinę na szybkie śniadanie, ale było ono już raczej francuskie, nie włoskie. Niestety, jak człowiek ma w głowie, że już musi wracać, to nic mu nie smakuje.
Pamiątki
Z wyprawy nie przywiozłyśmy za wiele. Po pierwsze miał to być budżetowy wyjazd, a po drugie – ograniczał nas bagaż. Nie zainwestowałyśmy ani euro w wenecką maskę, których w Wenecji jest zatrzęsienie, a ich ceny zaczynają się od ok. 10 euro w zależności od wielkości. Nie przywiozłyśmy również szklanych figurek ze szkła, które wytwarzane jest na pobliskiej wyspie Murano. Bardziej interesowały nas praktyczne rzeczy, takie jak skarpetki, czy buty. Zahaczyłyśmy też o Hard Rock Cafe w Wenecji. Tam niestety nasz portfel uszczuplił się o 100 euro – całkowicie nieplanowany wydatek!
Zapomniałybyśmy, w naszych zbiorach znalazła się jedna butelka Aperolu oraz wina brzoskwiniowego Bellani (ok. 10euro), kilka włoskich czekolad, głównie białych (ok.3euro), no i magnesy (1euro), które są już chyba standardem na każdej wyprawie.
Ceny
Wenecja jedynie dla bogatych? A gdzie tam! Najważniejsza zasada: Nie przeliczać pieniędzy! Pizza za 10 euro, to pizza za 10 zł, czyli mega tanio, gdzie w Polsce w dobrej restauracji zjesz pizze za 10 zł?(śmiech). A tak serio, to nie ma tragedii! Pizza margerita to koszt ok. 8euro, piwo ok. 6euro, woda gazowana to 3,5euro, aperol w tańszych knajpach ok.3,5euro, w tych droższych 5euro i przeważnie jest to aperol grande. Takie są ceny w zasadzie w ścisłym centrum Wenecji i Werony. Pamiętajcie, że Włosi doliczają sobie zazwyczaj 10% serwis.
Wenecja to must have każdej #instagirl, dlatego też musiałyśmy tam być (śmiech).
Intensywne wyjazdy to coś zdecydowanie dla nas! Widzimy się w listopadzie w Paryżu! Ciao.