Sparaliżowani systemem. Życie rodziny z Sosnowca zamieniło się w prawdziwy koszmar! [WIDEO]
Wyjście z psem to dla Doroty Kędziory z Sosnowca chwilowa ucieczka od… zwykłych obowiązków, które stara się spełniać z niezwykłym wysiłkiem. Napalenie w piecu, sprzątanie, przyjmowanie leków… Tu to problem. -Nie stać nas na wykupienie leków. Jak wykupię jeden lek to później mnie nie stać na drugi, no bo nie ma – mówi Dorota Kędziora, żona pracownika firmy Polskie Liny. Ona chora na Parkinsona, on jest sparaliżowany. By dostać szklankę wody czekają na pomoc innych. -Jest bardzo ciężko teściowej, bo teściowa ani szklanki nie podniesie, bo pije z rurki, ze słomki pije i ma bardzo ciężko – mówi Andrzej Kuśpiel, zięć Doroty Kędziory. Nie stać jej też na rehabilitację męża, który latem dostał udaru w pracy. Wszystko, na co mogą liczyć ze strony pomocy społecznej jest wciąż niewystarczające. -Mogą nam dać 200 zł raz na 3 miesiące. Nie przysługuje nam nic, ponieważ na papierku to wygląda inaczej, a w rzeczywistości inaczej. Biorą pod uwagę dochód męża, a na papierku dochód wynosi 1500 zł – wylicza Dorota Kędziora, żona pracownika firmy Polskie Liny.
Ale już nie w portfelu. Od kilku miesięcy pracownicy firmy Polskie Liny nie otrzymują wynagrodzeń. Zakład nie odprowadzał też obowiązkowych składek. -ZUSów nie płacą, PZU nie płacą. Teraz jak się stanie jakiś wypadek…to już kolega miał przypadek taki, że poszedł do szpitala i 4,5 tysiąca mu przyszło zapłacić, bo zakład ZUS-ów nie płacił – mówi Adam Mróz, pracownik firmy Polskie Liny. Wtedy pomogli koledzy z pracy.-Załoga, chociaż ludzie biedni zbierali i dawali do puszek ile kto mógł, żeby tylko męża rehabilitować – mówi Dorota Kędziora, żona pracownika firmy Polskie Liny. Teraz i oni liczą na pomoc. Po tygodniowym strajku, część załogi została dyscyplinarnie zwolniona. Teraz domagają się rozmowy z prezesem. Ten jednak wciąż unika kontaktu. -Cała pierwsza zmiana dostała z art. 52 dyscyplinarkę, zwolnienia. 2 i 3 zmiana złożyła wypowiedzenia – mówi Agnieszka Michalska, pracownik firmy Polskie Liny.
Andrzej Kuśpiel został zmuszony do zrezygnowania z pracy w Polskich Linach, bo jak twierdzi zakład nie zapewniał odpowiedniego bezpieczeństwa. -Inspekcja pracy jak weszła to dawali maski, dawali słuchawki, żeby pracować w tym, a potem się na tym skończyło. Inspekcja poszła, skończyły się słuchawki, skończyły się maski – mówi pracownik firmy Polskie Liny. I jak przypuszcza Dorota Kędziora – to właśnie trudne warunki pracy przyczyniły się do tego, że jej mąż dostał udaru. -Jeżeli faktycznie wyniki badań wyjdą takie, jak podejrzewają lekarze w Czeladzi, że jest to zatrucie metalami ciężkimi, wówczas będę skarżyć zakład – mówi Andrzej Kuśpiel, zięć Doroty Kędziory. Czekając na wypłatę żyją na łasce innych. 100 zł pożyczone od sąsiadki na węgiel jest dla niej teraz jak wybawienie. -Jemu musi być ciepło. Dla mnie mąż jest najważniejszy – mówi Dorota Kędziora, żona pracownika firmy Polskie Liny.