reklama
Kategorie

Szok w Sosnowcu: Pogotowie stwierdziło śmierć mężczyzny… przez telefon! [WIDEO]

reklama

– Pierwsze połączenie było na dole, 5:49. Siedem minut rozmawiano na pogotowiu – pokazuje nam swój telefon komórkowy z listą połączeń sąsiadka zmarłego w Sosnowcu mężczyzny. I dokładnie tyle wystarczyło, by dyspozytor pogotowia przez telefon stwierdził zgon 35-latka. Mężczyzna z innego województwa przyjechał tu do pracy. Wieczorem pił alkohol razem z kolegą. Gdy ten rano bezskutecznie próbował go obudzić, zadzwonił pod 112. -Pytali się mnie, czy są jakieś oznaki życia. Mówiłem, że klatka mu się nie rusza. Byłem tak zdenerwowany, nie wiem czy wyczuwałem jego puls czy swój – mówi  znajomy zmarłego mężczyzny. Mimo to, kolegę zmarłego potraktowano …jako fachowca. -Opieramy się na wywiadzie dyspozytorskim, z którego jasno wynikało że mężczyzna nie daje żadnych oznak życia – mówi Wojciech Bański, kierownik dyspozytorni pogotowia w Sosnowcu.

 

 

reklama

Tyle, że jak wynika z relacji mężczyzny, jego nieprzytomny kolega jeszcze o 5.00 rano wydawał z siebie dźwięki. Pogotowie, które nie ma sobie nic do zarzucenia, nie miało żadnych wątpliwości – mężczyzna nie żył, bo tak twierdziła osoba, która wzywała pomocy. -Mężczyzna dzwoniący do nas stwierdził, że… sam stwierdził, że ma do czynienia ze zgonem. Miał przykład z życia, gdzie zmarł jego ojciec i mówił, że wygląda to identycznie – mówi Wojciech Bański, kierownik dyspozytorni pogotowia w Sosnowcu. Pogotowie utrzymuje, że działa w sytuacjach nagłego zagrożenia zdrowia i życia, a nie wtedy gdy już nastąpił zgon, dlatego do mężczyzny nie wysłano ratowników. Jego koledze, dyspozytor przekazał numer do Centrum Nocnej i Świątecznej Opieki Medycznej. Lekarz przyjechałby na miejsce, gdyby nie obowiązujące w centrum wewnętrzne procedury. -Moment od godziny kiedy jesteśmy zawiadamiani o zgonie, no muszą upłynąć przynajmniej dwie godziny zanim my do tego zgonu pojedziemy, żeby ta sytuacja była przede wszystkim pewna – mówi Agata Klimczak, ośrodek zdrowia Polmed w Sosnowcu.

 

 

Wtedy jednak centrum kończyło już swój nocny dyżur. Mężczyznę odesłało na policję, bo śmierć była nagła i dotyczyła młodego mężczyzny. Nie było więc pewności, czy nikt inny się do niej nie przyczynił. -Prokuratura zadecydowała, żeby przeprowadzić oględziny. Żeby podjąć jakiekolwiek czynności procesowe musimy mieć stwierdzenie zgonu osoby – mówi podinsp. Dariusz Panas, Komenda Miejska Policji w Sosnowcu. Które może wystawić jedynie lekarz. Pytanie: jaki? To, jak zakłada prawo, zależy od okoliczności, w których doszło do śmierci. -Taki zgon stwierdza lekarz prowadzący danego pacjenta, jeśli na przykład zgon nastąpił z przyczyn naturalnych, w szpitalu czy na dyżurze – mówi mec. Mariusz Orliński, Kancelaria SZiP w Katowicach. Jeśli do śmierci doszło na przykład w domu może to zrobić lekarz rodzinny. Ale zmarły mężczyzna był przyjezdny. W tej sytuacji miasto miało 12 godzin na wyznaczenie lekarza.

 

 

I choć w lawinie procedur, trudno znaleźć osobę, która ma prawo stwierdzić zgon, decyzja pogotowia dziwi też prawników. -Przecież tym telefonującym na pogotowie nie był lekarz, ratownik medyczny, który chciał dodatkowej konsultacji – mówi mec. Mariusz Orliński, Kancelaria SZiP w Katowicach. Tej od pogotowia w Sosnowcu nie oczekiwała też chora studentka. Z powodu silnego bólu brzucha ona i kierownicy akademików trzykrotnie bezskutecznie wzywali karetkę. -Nasz pracownik osiedla akademickiego zawiózł studentkę do lekarza pierwszego kontaktu. Okazało się, że jest to bardzo poważny stan zapalny wyrostka robaczkowego no i praktycznie studentka od razu trafiła na stół operacyjny – opowiada Jacek Szymik-Kozaczko, Uniwersytet Śląski. Udało się jej pomóc mimo oporu pracowników pogotowia. Choć jak pokazują przepisy, nie tylko dla nich, gdy pacjent umiera, rodzi się problem. <.>

 

 

reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button