Waży 2,5 tony, a pod maską ma 105 koni mechanicznych. W Będzinie powstał idealnie odwzorowany bolid marki American la France
American la France – to największy i najcięższy historyczny bolid w kraju. Waży 2,5 tony, pod maską ma 105 koni mechanicznych, mimo to potrafi rozpędzić się do ponad 120-u kilometrów na godzinę. Ma dokładnie 96 lat, powstał po drugiej stronie Atlantyku jako wóz strażacki. Kiedyś ratował życie – teraz jego właściciel marzy o tym by jeździł w wyścigach old mobili. – Największa może być jedynie satysfakcja z prowadzenia i i zrobienia tego samochodu, podania mu drugiego życia. Przywrócenia go do życia w takim stanie jaki był – zaznacza Bogdan Strzelecki, właściciel. Jest tym większa, że kiedy sprowadzali go kilka lat temu i zobaczyli po raz pierwszy, opanowały ich wątpliwości. – Pierwsza myśl – przerażenie, nic takiego nie widziałem przedtem. A chcąc to robić trzeba mieć jakieś porównanie do czegoś – oznajmia Ryszard Mochniej, mechanik.
A to nie było możliwe, bo to jedyny taki pojazd w Polsce. Zespół pana Bogdana musiał szukać pomocy za granicą. Co też nie było łatwe, bo takich wozów na świecie jest zaledwie kilka. Oryginalnych części nawet nie da się do niego kupić, jedyną drogą był handel wymienny. Ostatecznie po ponad 5 tysiącach godzin pracy udało się osiągnąć to, co wydawało się niemożliwe. – Cały czas mieliśmy to na względzie z wielka dbałością o szczegóły. Cała renowacja silnika i innych podzespołów została zrobiona – mówi Sławomir Frączek, mechanik. Choć właściciel twierdzi, że jeździ się nim z duszą na ramieniu, zdecydował się na podróż do Wrocławia. Tam podczas jednego z największych w Europie zlotów pojazdów zabytkowych praca jego i jego zespołu została nagrodzona. Zdobyli nagrodę Grand Prix dla najlepiej zrekonstruowanego pojazdu zabytkowego. – Konkurencja była bardzo silna, bo wśród pojazdów klasyfikujących się do generalnej oceny były takie marki jak pojazdy jak Bugatti, Bentleye i pojazdy niestandardowe, wyprodukowane zaledwie w kilku egzemplarzach.
W wyścigach zabytkowych pojazdów, każda, nawet najmniejsza śrubka musi być zgodna z oryginałem. On w swoim pierwszym weźmie udział już jesienią. Młodsze zabytki na czterech kołach, odremontowane mniejszym kosztem wystartowały spod Spodka. Uczestnicy tego rajdu mają trochę inną filozofię dbania o swoje cuda. – Samochód był naturalnie przygotowywany przez wiele lat pod ten rajd. Poprzedni właściciel też się starał. Nam się udało ten stan podtrzymać. I jesteśmy godnymi reprezentantami rajdu Złombol – mówi Michał Nowak, uczestnik rajdu Złombol 2015. Nawet jednak taka szorstka miłość ma swoje wymagania. Bo cel jeden. Pokazać, że im starsze tym bardziej wyjątkowe. <.>