Zabytkowy najazd na Beskidy. Ruszył Beskidzki Rajd Pojazdów Zabytkowych [ZDJĘCIA]
Pomimo wieku o taryfie ulgowej nie ma mowy. -To jest tak, że jak wszyscy sobie przegląd rajdu obejrzą, zobaczą co trzeba będzie robić, jak jechać, to wszyscy mówią nie ja tu leciutko, delikatnie, bo szkoda auta, a potem jak już starter machnie tą flagą, to każdy wyciska z tego auta, co potrafi – mówi Michał Bargiel, miłośnik zabytkowych aut. Wiele z nich, choć fabryki opuściło dziesiątki lat temu, wciąż jest w doskonałej formie. Z reguły można je oglądać na zlotach albo w muzeach. Dziś w trakcie 38. Międzynarodowego Beskidzkiego Rajdu Pojazdów Zabytkowych oldtimery stanęły w ogniu walki. -Niektórzy trzymają te samochody po to, aby stały w garażu i co jakiś czas wyjeżdżały na tego typu imprezy, ja z kolei traktuję moje samochody tak bardziej sportowo, one szybko jeżdżą, bo kiedyś były do tego stworzone – mówi Arkadiusz Wieczorek, miłośnik zabytkowych aut.
Na starcie stanęło 80 załóg, w tym 22 w autach pamiętających jeszcze czasy przedwojenne. Każdy z uczestników musi się zmierzyć nie tylko z kaprysami starych aut, ale przede wszystkim z trasą. -Wszyscy mają karty drogowe i muszą przejechać według itinerera strzałkowego nieznaną sobeę trasę, zgodnie z nim gdzie są próby sprawnościowe, pytania z bezpieczeństwa ruchu drogowego, z historii, próby jakieś drogowe – mówi Jacek Balicki, Automobilklub Beskidzki. Wprawdzie każdy chce dojechać do mety w Bielsku-Białej jako pierwszy, to jak podkreślają, najważniejsza jest nie rywalizacja, a po prostu możliwość spotkania się. Podobnych imprez wziąć przybywa. Podobnie, jak warsztatów specjalizujących się w ratowaniu od zapomnienia zabytków motoryzacji. Coraz więcej jest też samych oldtimerów. Krajowi kolekcjonerzy mają około 50 tys. zabytkowych samochodów. Tylko w zeszłym roku zarejestrowano ich Polsce około 900. -Nie chce powiedzieć, że staje się to sportem masowym i hobby masowym, ale faktycznie ilość, na przykład mierzona ilością rejestrowanych samochodów u wojewódzkich konserwatorów zabytków rośnie, no lawinowo – mówi Rafał Pliszka, Classic Moto Show.
Dla jednych to pasja i sposób na realizację marzeń. Coraz częściej jednak, zabytkowe auta traktowane są jako lokata kapitału. -Nie ma auta, na którym by nie można było zarobić, bo każde dobrze kupione ciekawe auto, ja mówię o samochodach teraz nie restaurowanych, powiedzmy okazyjnie kupione może być sprzedane za powiedzmy za 100% wartości – mówi Mirosław Bugajski, kolekcjoner zabytkowych samochodów. W ich przypadku pojęcie górnej granicy ceny nie istnieje. W zeszłym roku Ferrari 250 GTO z 1962 roku poszło na aukcji za rekordową sumę 38 milionów dolarów. –Piękno i pasja, oczywiście że tak, no i ta dusza, która jest w tych samochodach, nie ma takiej teraz, z prawdziwych części zbudowanej – mówi Jan Sentyrz, miłośnik zabytkowych aut. Wszystko to sprawia, że choć to często niełatwa miłość, gotowi są dla niej na wszelkie poświęcenia. <.>