REKLAMA
Kategorie

Jan „Kyks” Skrzek nie żyje. Bluesman miał 61 lat

Zmarł Jan "Kyks" Skrzek. Muzyk kilka dni temu przeszedł poważny udar mózgu. Przebywał w szpitalu w Katowicach-Ligocie.

 

Dwa dni temu jego przyjaciele informowali, że "jest lepiej". W czwartek rano o śmierci muzyka donieśli członkowie Śląskiej Grupy Bluesowej, z którą muzyk koncertował od lat.

 

"Kyks" urodził się 21 listopada 1953 roku w Siemianowicach Śląskich. Był jednym z najbardziej znanych śląskich muzyków i kompozytorów bluesowych. Mocno identyfikował się ze sprawami Górnego Śląska.

 

Występował na śląskich i ogólnopolskich scenach. Był muzycznym "naturszczykiem", grał i śpiewał tak, jak czuł. Jednym z najbardziej znanych utworów Skrzeka jest piosenka "O mój Śląsku", której możecie posłuchać poniżej (we wspólnym wykonaniu z Miuoshem, znanym hiphopowcem).

 

Jan "Kyks" Skrzek to brat innego słynnego muzyka i kompozytora, Józefa Skrzeka.

 

Materiał Marcina Pawlenki:

 

Zmarł Jan "Kyks" Skrzek. Legendarny śląski bluesman od kilku dni przebywał w jednym z katowickich szpitali. O jego śmierci poinformowali muzycy ze Śląskiej Grupy Bluesowej, z którą artysta od wielu lat występował. Jeden z najbardziej znanych śląskich muzyków i kompozytorów miał 61 lat.

Z regionem identyfikował się przez całą swoją karierę. Tu też się urodził i zmarł. Śląski krajobraz, górnictwo i ślonsko godka były dla niego niczym bluesowa pożywka dla czarnoskórych muzyków zza oceanu. Po śląsku Jan Kyks Skrzek śpiewał. Tak samo zwracał się do swoich fanów, na co dzień również godoł. -Ptoszki ćwierkajom, cisza spokój, fajne dziouszki chodzą, ooo piwko dobre, cichutko, moga się kimnąć do rana, może nikt cię nie wyciepnie – mówił podczas jednego z telewizyjnych wywiadów Jan "Kyks" Skrzek, śląski bluesman. Od lat mieszkał w Katowicach. Stąd też w zeszłym tygodniu trafił do szpitala w Ligocie. Stwierdzono udar mózgu. Jego śmierć zaskoczyła nie tylko najbliższych, tym bardziej, że po kilku dniach leczenia odzyskał przytomność i jego stan zdrowia się ustabilizował. -Szok, niedawno go pogotowie stąd zabierało – mówi sąsiadka artysty. Karolina Jakubiec, sąsiadka Janka Kyksa, bluesa mogła poczuć niemal codziennie. Jak mówi, zawsze uśmiechnięty, przynosił jej czasami ciasto. Jednak najmilej wspomina jego granie. -Za ścianą tak czasami było, ale zawsze grzecznie, bo do dziesiątej. O dziesiątej kończyli. Nawet płytę mam, przyniósł mi swoją – mówi Karolina Jakubiec, sąsiadka Jana "Kyksa" Skrzeka.

Muzyczną smykałkę przejawiał od dziecka. Podobnie zresztą jak jego starszy brat, Józef Skrzek, założyciel słynnej formacji SBB. Z nią jednak Kyks współpracował krótko. Od najmłodszych lat, jak wspomina jego kolega z dzieciństwa, chodził swoimi ścieżkami. -Dolna Koszutka i Górna Koszutka. Graliśmy w piłkę, prawda. Parę winek za bramką… – wspomina Wacław Wójcik, kolega Jana "Kyksa" Skrzeka. Zawsze wesoły, zawsze rozrywkowy. Nie gwiazdorzył. Grał i śpiewał nie tylko zawodowo. -Zaprosiliśmy go, u kumpla miał zagrać na organach i na skrzypcach urodziny, prawda… No i no co tu dużo mówić, nikt z nas – normalnie jak każdy facet się napił nie… No i była taka fajna sytuacja, że kiedyś Janek usnął u tego kumpla na organach no i było po urodzinach – mówi Wacław Wójcik, kolega Jana "Kyksa" Skrzeka.

Śląskość czuł tak samo dobrze jak bluesa. Wiele lat przepracował na kopalni. -Ciężka praca, ludzi jak gdyby troszeczkę na out wyrzuconych, no faktem jest, że dużo bluesa było w tym – mówi Irek Dudek, bluesman, organizator Rawa Blues Festiwal. I może przez to bluesa grał i śpiewał w sposób niepowtarzalny. -To wielka strata dla bluesa śląskiego, polskiego gdyż on wspaniale śpiewał po śląsku, wspaniale grał na fortepianie, tak jak nikt inny by nie potrafił. Takim troszeczkę stylem "nowo-orleańskim" ale z zaprzeczeniem czasami frazy. Dla niego to nie miało znaczenia. Dla niego emocje miały największe znaczenie – dodaje Irek Dudek, bluesman, organizator Rawa Blues Festiwal. Wyrażał je głosem porównywanym do Toma Waitsa. Jednak jego niepowtarzalnego stylu, jak mówi dziennikarz muzyczny, nie można porównać do nikogo w kraju i za granicą. -Człowiek, który miał niesamowitą charyzmę, miał bardzo specyficzny swój wyjątkowy styl. I to jest już nie do podrobienia, nie ma mowy o tym, żeby ktoś teraz wyszedł, grał jego utwory raz jeszcze, bo to nie wyjdzie. To w żaden sposób nie wyjdzie, jak wychodziło kiedyś – uważa Michał Wilczyński, dziennikarz muzyczny.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button