Kocioł czarownic od kuchni. Krzysztof Lewandowski i „Wojewoda śląski Jorg”
Krzysztof Lewandowski jest autorem książki „Wojewoda śląski Jorg. W kotle czarownic”. To fabularyzowana biografia Jerzego Ziętka, wyjątkowego Ślązaka, jednej z najbardziej znaczących, wyrazistych, ale i kontrowersyjnych postaci Śląska w XX wieku. W tym wywiadzie biograf Ziętka odsłania tajniki powstania tej ważnej książki. Dlaczego ją napisał i jak powstawała? Co go zainspirowało, by zagadkowe nieraz epizody życiorysu legendarnego „Jorga” przedstawić i wyjaśnić w taki sposób, jak są ukazane w książce? Oto kocioł czarownic od kuchni.
Zacznijmy od pytania, które może nurtować czytelnika przez całą książkę. „Wojewoda śląski Jorg. W kotle czarownic” to opowieść o Jerzym Ziętku. A mimo tego w jej tekście, włącznie z posłowiem, gdzie autor spokojnie mógłby sobie na to pozwolić, ani razu nie pada nazwisko Ziętek. Dlaczego?
Czas, gdy powstawała książka „Wojewoda śląski Jorg”, był czasem silnej dekomunizacji i dyskusji na temat tego, czy Ziętka usuwać z przestrzeni publicznej. Jorg zamiast Jerzego Ziętka był więc takim rodzajem protestu przeciwko temu, co się działo. Przede wszystkim, zacząłem pisać „Jorga”, bo uważałem, że trzeba zabrać głos w sprawie. A mogłem to zrobić, pisząc książkę. Ale równocześnie pomyślałem: „Ponieważ jest on dekomunizowany, to ja sobie go już zdekomunizuję. Niech to będzie taki rodzaj manifestu”. Rzeczywiście więc jest to książka, w której ani razu nie pada nazwisko Ziętek. Co zresztą nie było łatwe dla autora. Trzeba się było pilnować, a to cały czas gdzieś umykało. Jak wiemy, ostatecznie zapadła decyzja, że Ziętek nie zniknie z przestrzeni publicznej. Została podjęta dzięki całemu szeregowi różnego rodzaju działań. Ale myślę, że jakąś drobną cząstkę też do tego dołożyłem.
I to z tego samego powodu w książce występuje przyjaciel Jorga Wilim, a nie Wilhelm Szewczyk?
Tak, to również był znak protestu przeciw takiej dekomunizacji, jaką prowadzono bez poszanowania opinii Ślązaków.
W książce odzywa się też często anonimowy narrator. To się pojawia, to znika, po czym – a bywa, że nawet po kilkudziesięciu latach – znowu wraca. Kim on jest? Nawiązuje do jakichś rzeczywistych postaci, czy też to zabieg czysto literacki?
Doszedłem do wniosku, że Ziętek w pewnych sferach życia jest dość nudnawy, w związku z czym trzeba go okrasić. Dając mu kogoś, kto w tych sferach życia, w których Jorg jest mniej ciekawy, uczyni go bardziej interesującym. Stąd ten narrator. Pojawia się i znika, ponieważ nigdy nie jest w życiu tak, że ktoś jest z nami cały czas. W związku z czym ten narrator wchodzi tam, gdzie jest świadkiem pewnych zdarzeń, a znika tam, gdzie tym świadkiem być nie mógł. Oczywiście do końca się nie dowiadujemy, kim on tak naprawdę jest i co on robi. To zabieg literacki, żeby książka była ciekawsza dla czytelnika. By było w niej trochę więcej pieprzu. A przecież trudno Ziętka posądzić o jakieś pieprzne kawałki w życiorysie. Zatem – pomyślałem – jeżeli to ma być ciekawe dla czytelnika, to trzeba kogoś takiego Jorgowi dołożyć.
I kolejny bohater: Żyd Samuel. Postać symboliczna, czy też nawiązuje do jakichś rzeczywistych Żydów śląskich?
Samuel nie jest postacią historyczną. Ale przecież trudno górnośląskiej opowieści, zwłaszcza przedwojennej, nie okrasić wątkami żydowskimi. Są one potrzebne, nadając pewnej prawdy historycznej, o której trzeba pamiętać. Przypominają, że Śląsk był obszarem wielokulturowym, w którym Żydzi odgrywali istotną rolę. Nie ze względu na ich liczbę, bo przecież Żydów było tu mniej niż na terenach polskich. Natomiast byli oni tutaj bardzo zamożni i wpływowi. Kiedy na przykład popatrzymy na Zabrze, to w zasadzie jedną trzecią współczesnego miasta stanowią dawne nieruchomości żydowskie, należące niegdyś do bogatych Żydów. Zatem trzeba o tym pamiętać.
Samuel odgrywa w życiu Jorga ważną rolę także po II wojnie światowej.
Owszem, chodzi o okres bierutowski. Czas, kiedy w zasadzie wydawało się, że Ziętek nieuchronnie zostanie sprzątnięty przez służby i może się to skończyć dla niego tragicznie. Do dzisiaj nie wiemy, co się tak naprawdę wydarzyło, że w sytuacji, gdy rozprawiono się z wszystkimi przedwojennymi sanacyjnymi politykami, on jeden przetrwał. Mimo iż wiadomo, że toczyło się przeciwko niemu bardzo poważne postępowanie. Bo zarzuty były przecież bardzo ciężkie, miały charakter kryminalny. Chodziło o zawłaszczenie czy nieprawidłowe zagospodarowanie darów z UNRR-y. Jasno było widać, że przeciwko Ziętkowi szyto grubą sprawę. I jak na razie nie wiadomo, dlaczego została zamieciona pod dywan. Ktoś musiał tu zaingerować. Mój Jorg zostaje uratowany przez przyjaciół Żydów. Czy tak było naprawdę, tego raczej się nie dowiemy i pozostanie to pewnie tajemnicą na zawsze. Nie sądzę, żeby komuś się udało dotrzeć do jakichś jeszcze nie odkrytych archiwów, choć być może są jakieś w Moskwie. Niemniej jeden z wątków sugeruje, że Ziętek miał wpływowych, znajomych Żydów, odgrywających wtedy istotną rolę w polityce. I to nie tylko polskiej, ale także radzieckiej. Uznałem więc, że warto to zasygnalizować i pokazać. Nawet jeżeli to tylko jedno z możliwych wyjaśnień tej zagadki.
Czyli są i inne?
Kwestia, jakich i i jak wpływowych przyjaciół miał Ziętek, pozostaje otwarta. Np. niektórzy są zdania, że chodziło o jakąś agenturę NKWD-owską, z którą mógł Ziętek mieć związek w okresie II wojny światowej. Jednak inni mówią, że być może byli to jacyś jego przyjaciele Żydzi, z którymi mógł mieć relacje jeszcze przed wojną. I tę właśnie wersję wybrałem. Zwróćmy uwagę, że w okresie bierutowskim niezwykle istotne, bardzo wpływowe stanowiska w komunistycznych władzach zajmowali Żydzi. Im też było wtedy najłatwiej budować swoją karierę, bo często mogli się pochwalić przedwojenną, komunistyczną biografią.
Nie tylko lata 50. Ziętka bywają zagadkowe. Podobnie jest z wojennym zesłaniem Jorga do gułagu i późniejszymi tego skutkami…
Łagier w ZSSR to stosunkowo częsta historia. Wielu ludzi przechodziło podobne losy, więc samo w sobie to jeszcze nic nadzwyczajnego. Natomiast zastanawia, jakie relacje nawiązał Ziętek później, że potrafił się tak mocno wybić z armii Berlinga. Że zaczął robić potężną karierę w okresie PRL-u. Być może doceniono jego sprawczość, być może był potrzebny na Górnym Śląsku. Myślę, że idealnie pasował do tutejszej rzeczywistości, kiedy Górnoślązaków trzeba było przeciągnąć na komunistyczną stronę.
Przypuszczam więc, że Ziętek miał jakieś relacje, o których dzisiaj nie wiemy. A być może chodziło o jakieś nadzwyczajne umiejętności. Jedną z nich mogła być zdolność picia wódki w dużych ilościach. I myślę, że z działaczami służb radzieckich i innymi towarzyszami radzieckimi mógł tej wódki wypić bardzo dużo. A przy tej okazji nawiązywały się ścisłe i ważne relacje. Trudno było w Rosji Radzieckiej zrobić karierę, nie umiejąc pić wódki. Zaś w tym akurat Ziętek był świetny. I co najważniejsze, nie tracił głowy. To znaczy umiał dużo wypić i cały czas się kontrolować. Stanowiło to ważną umiejętność, wzbudzającą szacunek wśród towarzyszy radzieckich. W ten właśnie sposób Ziętek mógł pozyskać wpływowych przyjaciół. Tak też można tłumaczyć jego sukces i ustosunkowanie nawet w Moskwie. Zresztą wiemy, że ta kultura picia wódki była istotna do późnych lat PRL, w zasadzie do upadku komuny.
Kolejny wątek: Ziętek a sport. Czy ściślej, piłka nożna. Bardzo pan eksponuje jego zaangażowanie jako kibica, a następnie mecenasa futbolu. Szczególnie Górnika Zabrze, ale nie tylko. Podkreśla pan też pogląd Ziętka, że stadionowe trybuny to najlepsze miejsce nieoficjalnego a bardzo efektywnego załatwiania spraw niezwiązanych ze sportem. Czyżby własne doświadczenia w roli samorządowca?
Coś w tym jest. Piszę książki historyczne, ale to są zarazem książki tak naprawdę współczesne. Opisując historię, bardzo często piszę o współczesności. Trzeba mieć też świadomość, że nie zajmuję się typową biografią historyczną. Moje książki nie mają podłoża naukowego, należą do beletrystyki. Nawet kiedy piszę o królu Stanisławie Leszczyńskim, to bardzo często piszę też o sprawach współczesnych, które można dostrzec i próbować zrozumieć. Zmieniają się czasy, zmieniają się ludzie, ale pewne mechanizmy pozostają cały czas te same. W związku z czym o pewnych z nich piszę też w książkach historycznych. Proszę zwrócić uwagę, że bardzo podobna dyskusja do tej co przed wojną o stadionie miejskim w Zabrzu, toczyła się także, kiedy rozpoczęła się budowa obecnego stadionu Górnika. Kiedy budowany był Stadion Śląski, również miała miejsce tego typu dyskusja. Ta problematyka cały czas wraca, ciągle budząc duże emocje. Na ile Ziętek był kibicem i na ile interesował się piłką, tego oczywiście w stu procentach nie wiem. Jednak to jego wielką inicjatywą była budowa Stadionu Śląskiego. A więc też uważał, że to jest ważne społecznie.
Czy to się zrodziło z miłości do piłki? Trudno mi powiedzieć, bo takich informacji nie mam. Ale uznałem, że fajnie tę piłkę nożną w książkę wpleść, bo to będzie ciekawe dla czytelnika. A zarazem stworzę okazję, by przemycić wiele autentycznych historii, które znam z opowiadań. Historii, które być może umkną, jeżeli nikt ich nie przeleje na papier. Zatem wiele tych sportowych historii to opowieści autentyczne. Najciekawsza i najbardziej tajemnicza z nich, do dzisiaj niewyjaśniona, to ta związana z odejściem trenera Gezy Kalocsaya z Górnika Zabrze. Wszyscy nabrali wody w usta. Wciąż dokładnie nie wiadomo, co tam się wydarzyło i jakie było tego podłoże. Pisząc o tym, wiele rzeczy dopowiedziałem, trochę ze sobą posplatałem, co nieco zmyśliłem. Ale wiele spraw jest tam bardzo, bardzo prawdziwych.
Z rolą Ziętka włącznie?
Jeżeli w tym przypadku była, to nic nam o niej nie wiadomo. Nie mamy takiej wiedzy, żadnych o tym przekazów. Za to wiemy o roli Ziętka, jaką odegrał w powrocie piłkarza Jana Banasia do Polski. To, co widzimy w filmie „Gwiazdy”, jest autentyczne. Że Ziętek powiedział Banasiowi „Wiesz, no każdy jakieś głupoty w życiu robi, ja na przykład się ożeniłem”. W ten sposób jakby zamienił w żart poważną przecież sytuację, że Banaś uciekł na Zachód i potem postanowił powrócić. Jak wiemy, w tamtych czasach takie zachowania władza nie zawsze wybaczała.
Pański Ziętek wielokrotnie popisuje się w książce myśleniem na poziomie męża stanu. Przykładowo, w okresie plebiscytu na Górnym Śląsku doradza Korfantemu, by wykorzystał wpływy Kościoła. Albo Gomułce, żeby się dogadał z RFN.
Oczywiście nie wiemy, czy tak było naprawdę. Natomiast nie ulega dla mnie wątpliwości, że Ziętek mężem stanu był. Że był człowiekiem o wielkiej wizji i wielkich koncepcjach politycznych. Oczywiście mówiąc o Ziętku, nie należy zapominać o jego ciemnej stronie. Wiele krytykujących go osób ma rację w tym, że był kunktatorski, że jednak szedł na układy. A politycy o czystym charakterze na takie układy by nie szli. Moim zdaniem, Ziętek uważał, że w danej chwili w polityce liczy się skuteczność. Czyli ważne jest osiąganie celów i poprawianie warunków życia społeczeństwa, a niekoniecznie rzucanie się na barykady. I myślę, że tym różnił się od wielu polskich polityków. To też warto było pokazać. By czytelnik zrozumiał, że sposób działalności Ziętka jest niekoniecznie typowy dla polskiej historii, gdzie ważniejsze są powstania i rewolucje niż konkretna robota.
Sądzę, że on jednak zawsze zastanawiał się nad skutecznością swoich działań. I tu był z pewnością inny od dużej części polskiej klasy politycznej. Ale oczywiście ludzie mają prawo go za to krytykować, bo pewnie niejeden raz działał wbrew swoim własnym przekonaniom. I pewnie wielokrotnie można mu zarzucić, że wręcz był w tym trochę niemoralny.
Niemniej myślą i wizją faktycznie wybiegał daleko w przyszłość. Chociażby w dziedzinie ekologii i pojmowaniu jej znaczenia.
My do tego dochodzimy w XXI wieku. Rewitalizujemy tereny poprzemysłowe. A czymże innym było utworzenie Parku Śląskiego jak nie rewitalizacją terenów poprzemysłowych? Tylko my dzisiaj dopiero zaczynamy powoli myśleć o rewitalizacji zakrojonej na taką skalę. Ile terenów poprzemysłowych zrewitalizowaliśmy do tej pory na cele rekreacyjne? A Ziętek robił to już w czasach, kiedy w ogóle nikt nie zaprzątał sobie głowy takimi sprawami. Miał wizję i świadomość, że jeżeli nie będziemy tego robić, to na Czarnym Śląsku dojdzie do tragedii ekologicznej. Zresztą, co ciekawe, idea budowy parków pojawia się u Ziętka już przed wojną w Radzionkowie. Co świadczy o tym, że to od dawna w nim siedziało. Najprawdopodobniej nie mógł się tego od nikogo nauczyć czy dowiedzieć, musiał to chyba sam wymyślić. Dojść do wniosku, że budowa parków dla lokalnej społeczności jest ważna.
Widzi pan jakiegokolwiek śląskiego polityka III Rzeczypospolitej, czy chociażby jeszcze schyłkowego PRL-u, który mógłby być w jakiś sposób porównywalny z Ziętkiem? W kategoriach znaczenia dla Śląska, prestiżu, spuścizny?
Obecnie nikt niestety nie ma tak długiej perspektywy i długotrwałej możliwości działania. Bo Ziętek jednak zaczął działać w bardzo młodym wieku, odgrywając później istotną rolę niemal do końca swego życia. Przecież praktycznie do śmierci pozostawał członkiem Rady Państwa. To dobre pół wieku na ważnych stanowiskach państwowych i samorządowych. To jest szmat czasu. Dzisiaj coś takiego się nie zdarza albo jest niezwykle rzadkie. Obecnie jeżeli któremuś rządowi uda utrzymać dwie kadencje, to już jest sporo.
Ale zadawano mi już takie pytanie, jeżeli chodzi o poziom samorządu. Tzn. czy na nim można poszukać adekwatnych postaci. I tutaj, choć osobiście przyznaję, że może to być kontrowersyjne, bo oczywiście nie da się dwóch postaci dokładnie zestawić i porównać, to jednak miałbym takiego kandydata. Otóż powiedziałbym, że taką osobą jest Piotr Uszok. Który analogicznie jak Ziętek działał bardzo długo – najpierw jako zastępca, prezydenta Katowic w tym wypadku, a później jako sam prezydent miasta. A w tej chwili w kierunku wypływającym z idei Uszoka podąża jego następca i kontynuator w osobie Marcina Krupy. Można więc powiedzieć, że w całej współczesnej historii Katowic, prawie od początku lat dziewięćdziesiątych aż do współczesności, mamy do czynienia z myślą Piotra Uszoka.
To co się wydarzyło w Katowicach, czyli przeobrażenie miasta przemysłowego, górniczego, w silny ośrodek kulturalny, biurowy i biznesowy, stanowi przełom na niewyobrażalną skalę. Powiedziałbym, że wręcz w historii świata. A zaszło w krótkim czasie. My tego nie dostrzegamy, bo w tym żyjemy. Ale gdybyśmy przenieśli jakąś osobę ze starych Katowic początku lat 90. do Katowic współczesnych, to doznałaby szoku. Naraz tamtego centrum Katowic nie ma! Nie ma kopalń, nie ma hut, są za to imponujące biurowce i prestiżowe ośrodki o charakterze kulturalnym. Gigantyczny przełom! Trzeba było mieć gigantyczną wizję, żeby to krok po kroku realizować.
I tu wchodzi Piotr Uszok?
Na początku lat 90. zderzały się ze sobą dwie koncepcje: gliwicka i katowicka. Ta gliwicka zakładała potrzebę budowy stref przemysłowych w miastach. Stąd gliwicki Opel i cała tamtejsza, potężna strefa ekonomiczna. Czy to było dobrym kierunkiem? W każdym razie dzisiaj daje Gliwicom potężne szanse rozwojowe, bo mają z tego ogromne pieniądze.
Natomiast Katowice stały na stanowisku, że absolutnie nie chcą przemysłu w mieście. A zamiast tego biurowce, wysokopłatne miejsca pracy, rozbudowaną kulturę, centra handlowe. To wtedy wydawało się szokujące. Jednak z perspektywy czasu okazało się, że jest kierunkiem słusznym. Myślę więc, że ta wizja Uszoka, realizowana krok po kroku, także przez jego następców, jest wizją co najmniej na miarę Jerzego Ziętka. Oczywiście to inne czasy i inne osoby. Ale gdybym miał porównywać i wskazywać takiego człowieka, to moim zdaniem Piotr Uszok dla przemian gospodarczych na Górnym Śląsku w ostatnich latach zrobił najwięcej. Także w sensie rzeczy, które istnieją namacalnie. Podobnie, jak po Ziętku został Spodek, WPKIW czy piramidy, tak w Katowicach powstały NOSPR, MCK czy .KTW. Absolutnie wizjonerskie i niezwykłe w swej architekturze obiekty. Projekty dla niejednego może i kontrowersyjne, ale niewątpliwie będące wielkimi dziełami. Można się tu więc dopatrywać pewnych nawiązań do tradycji Ziętka, by robić rzeczy wyjątkowe i oryginalne.