Przystanek Śląsk w Warszawie WIDEO
Ruszyła druga edycja Przystanku Śląsk. Tym razem jednak przegląd teatralny wykracza poza granice województwa, jadąc tam, gdzie o sprawach uznaniowości języka śląskiego za regionalny się decyduje. W miniony weekend pierwsze spektakle w ramach przystanku odbyły się w Warszawie. Na deskach Teatru Studio w Pałacu Kultury i Nauki pierwszego dnia wystawiono monodram Mianujom mie Hanka, w niedzielę z kolei zagrano kultowego już Cholonka.
Grany od dokładnie dwudziestu lat, spektakl o Śląsku i po śląsku, opisujący to, czego być może żyjący poza Śląskiem nie rozumieją. „Cholonek” na scenie warszawskiego teatru został nagrodzony owacjami na stojąco, a widownia wypełniła wszystkie miejsca na sali. Walka o język śląski trwa – jak mówią artyści – od ponad dwudziestu lat.
– Ponieważ walczymy o uznanie języka śląskiego, więc szczególnie ważne wydaje się w tym okresie, żeby pokazać – nie Ślązakom, bo my wiemy, jaką mamy kulturę – na zewnątrz, szczególnie w Warszawie, gdzie się decyduje o wielu rzeczach – że Śląsk ma swoją kulturę. I to nie tylko kulturę niską, festynową, krupniokową, ale ma kulturę wysoką też. I stąd ten pomysł Przystanku Śląsk. Robert Talarczyk, który to wymyślił, rozwinął, skonkretyzował i w końcu zrealizował przy naszej małej pomocy myślę, że może mówić już o pewnym sukcesie – mówi Mirosław Neinert, dyrektor Teatru Korez.
Bo zainteresowanie „Przystankiem Śląsk”, poza Śląskiem, jak mówią organizatorzy jest ogromne. Rdzennie śląska opowieść, jaką jest zagrany w niedzielę dla warszawskiej publiczności „Cholonek”, na wielu scenach nie tylko w Polsce, ale i świata, przyjmowany jest – jak mówi dyrektor Robert Talarczyk – z ogromnym entuzjazmem, ze względu na swoją uniwersalność.
– Bo my poprzez tę opowieść o śląskości, o tym małym narodzie, naszym hajmacie, opowiadamy historię, która jest bardzo uniwersalna. Bo na całym świecie są takie mniejszości, które się czują w jakiś sposób uciśnione czy czują się dyskryminowane, czy żyją swoimi kompleksami wynikającymi z faktu, że są kimś w swoim przekonaniu gorszym, mniejszym w sensie narodowościowym. I dlatego ten spektakl ma taką siłę, a przede wszystkim książka Janoscha, że ja się nie boję jak on zostanie odebrany, ponieważ mamy już doświadczenie dwudziestoletnie – mówi Robert Talarczyk, dyrektor Teatru Śląskiego im. St. Wyspiańskiego.
„Cholonek” nie musi natomiast niczego udowadniać, podkreśla dyrektor Teatru Śląskiego. Został stworzony przez ludzi, dla ludzi, co twórcy mocno podkreślają. Nie ma w nim podziału na artystów, tworzących pewną interpretację rzeczywistości i widzów, którzy są jej odbiorcami. Aktorzy przyznają, że z biegiem lat spektakl ewoluuje, a mimo to zawsze dotyka tych samych wartości.
– Cholonek moim zdaniem dotyka społeczności, ja to tak mówię, które żyją na pograniczu. I obojętnie czy to będzie Śląsk, czy to będzie enklawa w jakimś innym kraju, mam wrażenie, że jak się gdziekolwiek wyjedzie, gdzie ludność żyje właśnie na tych granicach, na pograniczach, to ta historia zaczyna być uniwersalna. Ta taka tragi-farsa zaczyna być uniwersalna i to mi się wydaje, jest chyba takie główne motto, żeby ludzie zrozumieli, że te bolączki, które wychodzą u tych ludzi, te problemy, które są i one są naprawdę szeroko pojęte, są uzasadnione. Oni naprawdę szukają swojego miejsca, mając je paradoksalnie w tym właśnie miejscu – mówi Izabella Malik, odtwórczyni roli Tekli w „Cholonku”.
Przystanek Śląsk, czyli Śląsk od nowa i na nowo, w Warszawie potrwa do 8 października. Na scenach w stolicy pojawią, m.in. Skazany na bluesa, Piąta strona świata, Byk i Kopidoł.
Fatima Orlińska