Ślązak ruszył w niesamowitą podróż! Maciej Boiński chce przejść Polskę wzdłuż Warty!
Każdy krok przybliża go do celu. -Na razie jeszcze długa droga, jeszcze 700 kilometrów – mówi Maciej Boiński, który wędruje wzdłuż Warty. 700 kilometrów wzdłuż jednej z najdłuższych rzek w Polsce. Maciej Boiński wyruszył z Zawiercia. W 45 dni zamierza dojść do Kostrzyna nad Odrą idąc brzegiem Warty. -Przede wszystkim wyzwanie jak i pokazanie piękna polskich rzek. Nikt nie docenia polskich rzek. Mówi się o górach, o morzu, a nie mówi się o pięknych terenach nadrzecznych – mówi Maciej Boiński, który wędruje wzdłuż Warty. Do tak długiej, pieszej wyprawy pan Maciej przygotowywał się trzy miesiące. Codziennie biegał i zbierał odpowiedni sprzęt. -Zamierzam spać w namiocie i śpiwór dobry, wysokogórski do -25 stopni – dodaje Maciej Boiński, wędruje wzdłuż Warty.
Mimo wszystko tak niskich temperatur na razie się nie spodziewa. Nawet jeśli ma inną możliwość – wybiera namiot. Podczas swojej podróży piechur co kilka dni śpi blisko zabudowań. Jego pierwsze ładowanie baterii było w Kłomnicach pod Częstochową. -Takiego turysty to nawet mi się nie śniło, że będę tutaj gościł. Czekaliśmy na niego 20 minut. Zapowiedział, że będzie o 11.00 a był 20.00 po – mówi Mirosław Ślęzak, właściciel gospodarstwa agroturystycznego. Jest bardzo punktualny zważywszy na to, że musi pokonać tak trudny odcinek. Samotny marsz mieszkańca Nakła nad Notecią obserwuje coraz więcej osób. Zwłaszcza ci, przez których miejscowości ma zamiar przechodzić. -W takim okresie chciał się wybrać, mimo wszystko jest to okres zimy. Wiele osób mu odradzało tego typu wyprawę – mówi Piotr Juszczyk, wójt Kłomnic. Wyprawę, której tematem przewodnim stała się rzeka. Podobnie było w przypadku innego podróżnika.
-Przybijanie do brzegu może być niebezpieczne, samo wpłynięcie, nurt, kamienie, przeszkody, jest bardzo wiele niebezpieczeństw na rzece, dlatego na pewno jestem pełen obaw – mówi Marek Kamiński, który przepłynął Wisłę kajakiem, wyp.arch. Marek Kamiński przepłynął prawie tysiąc kilometrów. Płynął Wisłą – z Oświęcimia do Gdańska. W podróży kajakiem spędził ponad dwa tygodnie. -Ważny jest hart ducha przede wszystkim, nie każdy człowiek jest w stanie porwać się na taką ekspedycję. Przede wszystkim do takiej imprezy trzeba być przygotowanym – mówi Bogusław Biros, trener kajakarzy. Może wyprawy panów Macieja i Marka nie są tak ekstremalne jak wejście na ośmiotysięcznik, ale to dla nich osiągnięcie szczytu, jaki sobie wyznaczyli.