reklama
Kategorie

Śmigłowiec ratunkowy spadł w Słowackim Raju. Zahaczył o linię energetyczną [WIDEO]

reklama

To najgorsza chwila dla każdego ratownika. Z gór trzeba przetransportować ciało kolegi.Wczoraj wieczorem śmigłowiec Horskej Służby, słowackiego odpowiednika tatrzańskiego GOPRU, runął podczas akcji ratunkowej. – Znalem tych mężczyzn. Byłem na miejscu tragedii. Nie jest to piękny widok. Śmigłowiec się rozbił. Połowa leży w lesie, a połowa w rzece – mówi jeden ze świadków wypadku. 

 

Na miejscu zginęły cztery osoby. Jeden z najbardziej doświadczonych pilotów, lekarz i dwóch ratowników, w tym szef Horskiej Służby w Słowackim Raju – regionu bardzo popularnego wśród turystów z Polski. – Był to jeden z naszych najlepszych pracowników. Był to wspaniały wspinacz. Był w bardzo dobrej formie – mówi Jozef Janiga, przedstawiciel słowackich służb ratunkowych.

reklama

 

Zostali wezwani prawdopodobnie do zagranicznego turysty – 10 latka, który odpadł od grani.Polscy ratownicy i piloci są niezwykle przejęci historią zza naszej południowej granicy. To pierwsza w historii katastrofa śmigłowca słowackiego pogotowia lotniczego. Z pierwszych informacji wynika, że śmigłowiec próbując dotrzeć do miejsca wypadku zahaczył o linię energetyczną i spadł z klikudziesięciu metrów.  

 

– Słupy znajdują się na zboczach dwóch sąsiednich gór. Tutaj mieliśmy do czynienia z doliną potoku. Słupy są po dwóch stronach, na dwóch przeciwnych zboczach. Mogą stać między drzewami. Mogą być niewidoczne. Takich drutów na prawdę można nie zauważyć – mówi pilot Bartłomiej Florczak.

 

To gliwicka baza Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Choć nie lata dla GOPRu to pracy w górach ma bardzo dużo.

My akurat z racji naszej lokalizacji w góry latam dosyć często . I są to również różne przypadki. Od ciężkich urazów poprzez zachorowania, a czasami nawet do błahych rzeczy. Natomiast trudny dostęp do pacjenta zespołom naziemnym czy GOPRowi powoduje wezwanie śmigłowca – mówi Mariusz Pacałowski, lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w Gliwicach.

 

Nie rzadko  muszą lądować jak ten słowacki. Tu akurat ratujący polską turystkę pod Rysami. Parę teoretycznie bezpiecznych metrów kwadratowych między górskimi zboczami.  Granicy błędu pilota nie ma. 

 

Czasami jak przychodizmy do dyżurki po wszytskiemu, to sobie mówimy tak: No, ile można było stracić przez to, że uratowaliśmy kogoś. Ratownik, kóry idzie ratować nie myśli o sobie. Mysli o tym kogo ratuje, żeby go uratować – mówi Szczepan Gacek, ratownik z beskidzkiej grupy GOPR.
 

Zła ocena własnych możliwości czy też przeświadczenie, ze ktoś pomoże. Większość interwencji w górach jest z winy samych turystów. – Zawiśliśmy gdzieś na skałkach bo chciałem pokazać dziecku jak fajnie jest się wspinać . Czy próbuje zdobyć jakąś górę . Czy uczę dziecko nurkowania. Tych rzeczy jest coraz więcej bo sporty ekstremalne zaczynają cieszyć coraz większe grono osób. Natomiast rodzicie zapominają, że dziecko o tym słyszy, słyszy, ale jest dalej dzieckiem i nie umie – mówi Artur Borowicz, dyr. Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.

 

Na Słowacji trwa wyjaśnianie okoliczności tego wypadku. Szczątki ratowniczego śmigłowca są transportowane do miejsca, gdzie mnożna będzie je dokładnie przebadać. 10 latek, do którego lecieli, został przetransportowany do szpitala. Już przez inną ekipę.

 

Wcześniej pisaliśmy:
Śmigłowiec ratunkowy spadł w parku narodowym Słowacki Raj. Ze wstępnych ustaleń wynika, że na pokładzie znajdował się pilot, ratownik, lekarz oraz 5-letni chłopiec.

 

Jak podaje słowacki portal TVNoviny, śmigłowiec przelatywał nad przełomem rzeki Hornad, niedaleko miejscowości Klastorisko i zahaczył o linię energetyczną. Spadł w trudno dostępnym terenie.

 

Słowacki Raj to bardzo popularne miejsce wypoczynku turystów z Polski. Oddalony o ok. 100 kilometrów od Zakopanego.

reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button