Straszne…po prostu straszne zdarzenie. Aż się łzy do oczu cisną na myśl o tych dwóch biednych dziewuszkach. Obóz harcerski kojarzył się zawsze z radością, zabawą, dyscypliną też, ale tą inną, specyficzną…Kojarzył się też z poczuciem bezpieczeństwa, braterstwa itd…Wiadomo było, że burza będzie w ten dzień, bo było sromotnie parno. Ale nikt w najgorszych snach nie przypuszczał, że w sobotę rano włączy telewizor i usłyszy informację o dwóch dziewuszkach, które zginęły na obozie harcerskim. Przyznam się wam szczerze, miałem łzy w oczach. Jaki jest twardy ze mnie facet, który przeszedł już 8 operacji chirurgicznych w tym swoim 35-niespełna letnim życiu, myślałem, że przeżyłem już na tyle dużo, że nic mnie nie złamie, to jak śledziłem te relacje, to ledwo łzy powstrzymywałem. Jeszcze na dodatek tak się poukładało, że mam dwie dosyć aktywne harcerki w swojej najbliższej rodzinie. Córki kuzynki. Młodsza z nich była na obozie. Na szczęście nie na tym, co zginęły Olga i Joasia. Ale swoje przeżyłem. Dzwonię do kuzynki, a tu poczta. W tym momencie przeszły mi przez głowę najgorsze myśli. Myślałem już, że Agnieszka po prostu nie żyje. Jak się dowiedziałem, w jakim wieku są dziewuszki, które nie żyją, to wybuchły we mnie dwa przeciwstawne uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że to nie nasza Agusia, a z drugiej…sami powiedzcie, jak się cieszyć do końca z jednej dziewuszki, będącej na obozie w Jerzwałdzie, kiedy człowiek wie, że 100 km dalej płaczą, bo stracili dwie koleżanki. Okazuje się, że w życiu może być w jednym momencie walka dwóch całkiem przeciwstawnych uczuć, które wypada pogodzić.
Straszne…po prostu straszne zdarzenie. Aż się łzy do oczu cisną na myśl o tych dwóch biednych dziewuszkach. Obóz harcerski kojarzył się zawsze z radością, zabawą, dyscypliną też, ale tą inną, specyficzną…Kojarzył się też z poczuciem bezpieczeństwa, braterstwa itd…Wiadomo było, że burza będzie w ten dzień, bo było sromotnie parno. Ale nikt w najgorszych snach nie przypuszczał, że w sobotę rano włączy telewizor i usłyszy informację o dwóch dziewuszkach, które zginęły na obozie harcerskim. Przyznam się wam szczerze, miałem łzy w oczach. Jaki jest twardy ze mnie facet, który przeszedł już 8 operacji chirurgicznych w tym swoim 35-niespełna letnim życiu, myślałem, że przeżyłem już na tyle dużo, że nic mnie nie złamie, to jak śledziłem te relacje, to ledwo łzy powstrzymywałem. Jeszcze na dodatek tak się poukładało, że mam dwie dosyć aktywne harcerki w swojej najbliższej rodzinie. Córki kuzynki. Młodsza z nich była na obozie. Na szczęście nie na tym, co zginęły Olga i Joasia. Ale swoje przeżyłem. Dzwonię do kuzynki, a tu poczta. W tym momencie przeszły mi przez głowę najgorsze myśli. Myślałem już, że Agnieszka po prostu nie żyje. Jak się dowiedziałem, w jakim wieku są dziewuszki, które nie żyją, to wybuchły we mnie dwa przeciwstawne uczucia. Z jednej strony cieszyłem się, że to nie nasza Agusia, a z drugiej…sami powiedzcie, jak się cieszyć do końca z jednej dziewuszki, będącej na obozie w Jerzwałdzie, kiedy człowiek wie, że 100 km dalej płaczą, bo stracili dwie koleżanki. Okazuje się, że w życiu może być w jednym momencie walka dwóch całkiem przeciwstawnych uczuć, które wypada pogodzić.