reklama
Kategorie

TIR-owcy protestują przeciwko stawkom minimalnym w Niemczech: Dla nas do gwóźdź do trumny! [ZDJĘCIA]

reklama

ZDJĘCIA: Przewoźnicy wyjechali TiRami na drogi 23 marca, aby …je blokować!

 

 

reklama

Problemy z dojazdem mieli dziś nie tylko kierowcy w podkrakowskich Niepołomicach, podobnie było 23 marca w kilkunastu miejscach w Polsce, min. w Białej Podlaskiej, Grodzisku Mazowieckim, Radomiu i Rzeszowie. Wszędzie scenariusz identyczny, dziesiątki TiRów, i wyjątkowo powolna jazda, tak by zwrócić uwagę dyskryminujące ich zdaniem polskich przewoźników niemieckie przepisy. -Nie ma jasnych wytycznych, jak to mamy liczyć i jak to ma być liczona ewidencja, jak kierowcy mają być dokładnie wynagradzani i skąd też, jakie formularze, jakie dokumenty mają mieć kierowcy przy sobie – mówi Marek Bisaga, właściciel firmy przewozowej. Wątpliwości jest jednak dużo więcej. Wszystko zaczęło się z chwilą wejścia w życie niemieckiej ustawy o płacy minimalnej. Ta gwarantuje wszystkim tam zatrudnionym, również kierowcom firm transportowych spoza Niemiec, co najmniej 8,5 euro za godzinę. Polskie firmy te zmiany mogą doprowadzić do upadku. -W Niemczech nie ma ryczałtów, nie ma delegacji, oni to wszystko zaliczają, więc my jak zliczymy wszystkie kwoty, które płacimy, to przekracza, bo to jest 8,50 brutto, tu wcale nie chodzi o pieniądze – wylicza Jan Paździorko, właściciel firmy przewozowej.

 

A jak przekonują o wyeliminowanie z ich rynku tańszej polskiej konkurencji. Ten i tak nie jest dla naszych przewoźników łatwy. Za przewóz towarów firmy zachodnich sąsiadów płacą Polakom mniej niż przewoźnikom niemieckim. -Niemiecki fracht jest bardzo wysoki, nieraz 1700, 1800 euro, a my dostajemy 1000, 800, 700, za 700 euro musimy jeździć – mówi Edward – kierowca ciężarówki. W komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce czytamy:

 

"Cierpliwość przewoźników wyczerpała się. Niemcy, łamiąc prawo europejskie, każą stosować w polskich przedsiębiorstwach transportowych niemieckie stawki wynagrodzeń, a nawet prowadzić dokumentację w języku niemieckim".

 

-My wiemy, kto ostatnio kontrolował w Europie, ale to w 1945 roku się już skończyło, to teraz znowu Niemcy chcą nas kontrolować – grzmi Piotr Litwiński, przewodniczący Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego. Tymczasem ich problemy szybko przełożyć mogą się na problemy całej polskiej gospodarki. Według danych GUS, firmy transportowe i magazynowe wypracowały 5 procent polskiego PKB, czyli blisko 81 mld zł. -My nie wyciągamy rąk do rządu polskiego, po to żeby nam dali pieniądze, my ich nie bierzemy, my je dajemy do skarbu i co w zamian mamy? Nic upodlenie, poniżenie i to, że musimy stać teraz tutaj na ulicy i prosić się, zamiast pracować – uważa Tomasz Ziaja, właściciel firmy przewozowej. Niestety, jak mówią – na rządową pomoc nie mogą dziś liczyć.

 

 

-Fundamentalnie się z tym nie zgadzamy, muszę tutaj podkreślić, że rząd polski podjął działania w sprawie tych przepisów jeszcze zanim weszły one w życie, ponieważ już pierwsze rozmowy ze stroną niemiecką rozpoczęły się w grudniu zeszłego roku – wyjaśnia Piotr Popa z Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju. Co więcej, premier Ewa Kopacz o problemie rozmawiała już z kanclerz Angelą Merkel. Tematem zająć ma się również Komisja Europejska. Polscy przewoźnicy do Brukseli na blokady wybierają się już pojutrze.

 

 

reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button