W nocy nie śpisz i się zadręczasz? To może być depresja
Kierunek Zdrowie
Depresja noworoczna naprawdę istnieje. – W depresji mamy generalnie przejaw skrajnego wyczerpania układu nerwowego. Czyli tak długo samochód jechał pod górkę, aż benzyna się skończyła i ani kilometra już dalej nie przejedzie – obrazuje psychiatra. Maria Zawała rozmawia o tym z lek. Wojciechem Sołtysem, kierownikiem oddziału psychiatrii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 4 w Bytomiu, zastępcą dyrektora ds. Centrum Zdrowia Psychicznego tego szpitala
Gdy szampan przestanie musować w sylwestrowym kieliszku, niektórzy mogą poczuć się źle. Choć depresja noworoczna nie jest terminem medycznym, dobrze oddaje mieszaninę uczuć, jakie mogą się w nas pojawić wraz z mijaniem kolejnego roku. Oto rozmowa z programu Kierunek Zdrowie w TVS.
Zazwyczaj czuje pan radość czy smutek, kiedy mija kolejny rok?
Zmęczenie. Zazwyczaj czuję się zmęczony tym, co pod koniec roku musieliśmy robić bardzo szybko i bardzo nagle. Szczerze mówiąc, od paru lat to chyba nie ma nawet większego znaczenia, czy rok się skończył, czy jest już następny, bo jesteśmy w jakiejś ciągłości, w kontinuum. Wydaje mi się, że jeżeli będziemy zbyt dużą wagę do tego końca roku przewiązywać, to na zdrowie nam to nie wyjdzie.
No właśnie, koniec roku i początek nowego to taki czas także życiowych bilansów. Czy częściej wtedy spotyka pan w swojej praktyce pacjentów, którzy mają poczucie pustki np. z powodu upływającego czasu?
To jest dla wielu osób trudny okres i to nie jest mit. Depresja, czy to świąteczna, czy to noworoczna, to jest takie pojęcie w medycynie bardzo często stosowane, ponieważ okres końca roku wiąże ze sobą wiele czynników, które wpływają na pogłębienie stanu psychicznego i to są zarówno czynniki obiektywne, jak np. brat światła słonecznego, (krótki dzień, wiadomo), depresje sezonowe wtedy się nasilają. Badania potwierdzają, że to nie jest mit, że im tego słońca mniej, tym czujemy się gorzej. Do tego dochodzi zmęczenie, tym wszystkim co niesie okres okołoświąteczny, to jest bardzo trudny okres dla wielu osób. Także dla tego, że mamy oczekiwania i presję, żeby było cudownie.
Mamy wspomnienia tego dzieciństwa sielsko-anielskiego, jak to kiedyś z perspektywy dziecka było, a teraz tak nie jest. Wielu z nas w tym czasie jest samotnych, odczuwa z tego tytuły presję. I trudno im się z tym faktem w życiu pogodzić.
Czy lęk przed tym, że nie mamy szans na poprawę losu, może zmienić się w chorobę?
Depresja jest stanem skrajnego wyczerpania układu nerwowego. Między innymi lękiem. Mówi Pani redaktor o lęku przed brakiem nadziei na poprawę własnego losu i takie myślenie jest już myśleniem depresyjnym. Zakładam, że będzie gorzej, zakładam, że nie będzie lepiej, więcej zakładam, że nic nie mogę z tym zrobić. Tak? To już jest pierwszy element, albo jeden z pierwszych elementów rozpoczynających depresję. Bardzo jest ważne żeby odpowiedzialność za to, co będzie, starać się nie przesuwać dalej, niż te dwie ręce mogą złapać. Sami decydujmy o tym, jak będzie.
Nie komplikuj, jeśli nie musisz?
Z jednej strony tak, z drugiej strony z tym, na co nie mamy wpływu, też się lepiej pogodzić.
W sklepach po Nowym Roku, zawsze wiesza się takie tabliczki z napisem inwentaryzacja, robi się różne bilanse. Ale w życiu, to my sobie rzadko takie bilanse robimy, patrząc wstecz.
Właśnie, mamy raczej postanowienia, czego my to nie zrobimy . I jedno, i drugie jest złudzeniem. Robienie bilansu opiera się na wspomnieniach, ale człowiek jest mądry zawsze po szkodzie, prawda? Robiąc bilans oceniam to, co robiłem, ale wiedząc już to, co wiem teraz. Taki bilans to jest złudzenie, z którego będą problemy, będzie obniżenie własnej wartości. Ale przecież nie mogłem wiedzieć wtedy tego, co wiem teraz. Więc pamiętajmy o tym, że te wszystkie bilanse to sobie możemy na półce poukładać, tak jak przedmioty, gdy robimy porządki w domu, ale nie w głowie, bo to tak nie działa.
Lepiej może coś zaplanować na Nowy Rok? Postanowienia noworoczne to rodzaj mody, czy rzeczywiście ma to jakiekolwiek znaczenie dla naszej psychiki?
Nie chodzi o postanowienia. Bardziej chodzi o to, żeby wiedzieć, że jesteśmy procesem. To może dziwnie zabrzmieć, ale wszystko to, co ja robię, jest teraz i tutaj.
To znaczy, jeżeli tutaj jest mi dobrze, jestem w trakcie czegoś, kontynuuję coś, to czy to jest Nowy Rok, czy to jest Stary Rok, ja jestem stabilny. Wiem, skąd przychodzę, dokąd idę. Ale jeżeli próbuję robić grubą kreskę, robić jakiś bilans tego, co wyszło, a potem planować coś, co będzie, to tak naprawdę nie opieram się na niczym innym niż własnych wyobrażeniach. I je wzmacniam tym samym. Odchodzę od rzeczywistości na rzecz jakichś swoich myśli, pomysłów. Każdy gdzieś tam w głowie jakieś postanowienia noworoczne sobie robi. To może być motywujące do różnych działań, ale może też być stresujące. Może wyzwalać rodzaj kryzysu.
To gdzie, wymyślając sobie te postanowienia noworoczne w głowie, postawić sobie tę czerwoną linię przed tym, co nas zmotywuje, a przed tym, co nas zestresuje, bo postawimy sobie jakieś nierealne cele?
Odpowiedź na to pytanie jest techniczna i bardzo prosta, bardzo też cenna.
Mamy coś takiego jak strefę komfortu i strefę paniki. Strefa komfortu to jest to, gdzie mi jest teraz dobrze. Cele w tej strefie są łatwo osiągalne. Na przykład: dzisiaj pójdę spać o godzinie 20, żeby się lepiej wyspać. Strefa paniki to jest taka strefa, w której wyznaczony cel będzie nas paraliżował. Czyli: zarabiam miesięcznie 6 tysięcy brutto i moim celem noworocznym będzie zarabiać 60 tysięcy. No, w życiu tyle nie zarobię, nie zmienię tego, a więc po co robić cokolwiek? Jeżeli siedzę w samej strefie komfortu, nic nie zmienię. No bo przecież jest mi dobrze. Jeżeli postawię cel w strefie paniki, to też nic nie zmienię, bo mnie to przerośnie, to będzie nierealne.
Starajmy się, (łatwo powiedzieć!) , stawiać te cele na granicy pomiędzy tymi strefami. Coś, co jest osiągalne i realne motywuje mnie, bo mogę to osiągnąć. Bo to jest w zasięgu ręki. Tak, jest w zasięgu ręki. Wymaga ode mnie wysiłku, wymaga systematyczności, ale nie jest marzeniem ściętej głowy. Nie stawiajmy sobie celów, które są nierealne tylko dlatego, żeby chwilowo poczuć się lepszym.
Brak osiągnięcia postawionych celów może sugerować, że jesteśmy leniwi, beznadziejni i wpędzać nas w jeszcze większe kłopoty?
Na tym właśnie polega ustawienie sobie celów w strefie paniki. Sama nazwa wskazuje.
Jak sobie wystawię taki cel, którego nie mogę osiągnąć, to on we mnie będzie powodował paniczny lęk, jeszcze bardziej ugruntowując mnie w swojej strefie komfortu. Jeżeli tam mi nie wyjdzie, no to mam więcej motywacji, że nic nie mogę zmienić, więc muszę siedzieć tam, gdzie jestem.
Albert Einstein mówił, że mamy tendencję do tego, by po raz kolejny powtarzać tę samą strategię działania i bardzo się dziwić, że przynosi ona potem dokładnie te same efekty.
To są piękne słowa. Generalnie, najlepiej, żeby było jak było. Może też jest to jakaś strategia takiego stanu ducha, takiego stanu psychicznego, żeby mi tutaj i teraz było dobrze. A jak teraz jest mi dobrze, to po co mi jakieś cele, tak? I chyba to właśnie miał na myśli Einstein.
Ale najważniejsze to nie marzyć o tym, co nieosiągalne, bo możemy się zapaść w chorobę. Naturalnie marzyć to my możemy, tylko marzenia nie mają nic wspólnego ze stawianiem sobie celów. Rozróżnijmy dwie rzeczy. Ja marzę, żeby wygrać w totolotka, pospłacać kredyty i pracować trochę mniej. Ale to mnie wcale nie będzie deprymować, bo to jest tylko marzenie i na takie marzenia to możemy sobie pozwolić. Uśmiechnąć się do tego, powzdychać. Natomiast jeżeli miałbym cel, żeby wygrać w tego totolotka, to skazałbym się przynajmniej na nerwicę, o depresji nie wspominając.
Depresja to ciężka choroba. Czy osoby na nią chore na przełomie roku bardziej cierpią?
Tak, dlatego że okres i świąteczny, i noworoczny, daje nam takie szczególne,
wymagania. Mamy się śmiać ze wszystkimi, mamy się bawić, mamy witać rodzinę, znajomych, być w szampańskich nastrojach. Ale nasz nastrój nie zawsze jest szampański. Osoby chore na depresję czują się winne, czują się często wykluczone, że nie są w stanie w tym wszystkim uczestniczyć, co jest dla nich dodatkowym stresorem. Więc pamiętajmy, że ta huczność dla każdego jest inna i jeżeli zmagam się z chorobą, to może jedynym na co mnie stać, będzie oglądanie telewizji. Albo napicie się herbaty w towarzystwie bliskich. Pamiętajmy, że nie mamy obowiązku iść na imprezę i robić czegokolwiek wbrew sobie.
Miłe wydarzenia zdrowe osoby ładują dobrą energią, ale osoby z depresją nie ładują się tą energią uczestnicząc w takich sympatycznych wydarzeniach. To właśnie istota depresji, nieładowanie się dobrymi rzeczami?
Więcej. To dla osoby w depresji nie są dobre rzeczy. Pamiętajmy, że samochód bez benzyny nie pojedzie nawet bardzo piękną trasą widokową. Zmagając się z kryzysem psychicznym, pamiętajmy, że są rzeczy ważne i ważniejsze i nie dajmy się zwariować. Naprawdę, niewypicie szampana czy niepójście na imprezę, to nie jest koniec świata. (…) To jest tak jak ze złamaną nogą. Jeżeli ona jest złamana, to wiemy, że leżymy w łóżku i rodzina w tym nas wspiera. Nie każe nam chodzić, biegać, nosić ciężarów. Z depresją podobnie.
Każdy z nas miewa gorsze dni, gorszy nastrój, jest mu smutno z różnych powodów. Ale gdzie jest ta cienka linia między gorszym nastrojem, a prawdziwą depresją?
Pamiętajmy, że depresja jest chorobą układu nerwowego polegającą na zupełnym braku neurotransmiterów, czyli takich różnych substancji, z którymi nasze komórki nerwowe się dogadują.
Fizyka i biochemia o tym decyduje?
Tak, dokładnie tak jak w wypadku innych chorób. W depresji mamy tu generalnie przejaw skrajnego wyczerpania układu nerwowego. Czyli tak długo samochód jechał pod górkę, aż benzyna się skończyła i ani kilometra już dalej nie przejedzie.
Co się wtedy dzieje?
Przestajemy mieć zdolność do odczuwania przyjemności i to jest w miarę stałe. To jest bardzo różnicujący objaw. Jeżeli jesteśmy tylko przeciążeni, to potrafimy się zrelaksować, wejść na inny tor. Depresja z nami zostaje, no bo to auto już nie ma benzyny, tak? Nie pojedzie dalej. I już nic nas nie cieszy. Nawet te rzeczy, które cieszyły. Próba zmuszania się do tych aktywności wcześniej preferowanych będzie drażnić.
A wtedy chory słyszy najczęściej od innych: weź się w garść, ogarnij się.
Bardziej mu zaszkodzić, mówiąc te słowa, nie możemy. Nie wezmę się w garść, jeżeli organizm nie jest w stanie funkcjonować. A układ nerwowy, pamiętajmy, jest po prostu częścią organizmu. On ma pewną swoją logikę, pewną mechanikę. I depresja jest chorobą tego układu. Więc mamy ten brak zdolności do odczuwania przyjemności. Mamy autentyczną niemożność podjęcia aktywności. To nie jest tak, że nie chce mi się, ale pójdę. W ciężkim przypadku depresji, ja po prostu leżę w łóżku i nie mogę tej ręki podnieść.
Bo w układzie nerwowym brak jest przekaźników, które połączą mi mózg z komórkami mięśniowymi na tyle, żeby tą ręką poruszyć. Dlatego najchętniej bym leżał. Nie chciał wstawać. Przez cały czas się tym zadręczam. Bo przecież milion rzeczy mnie mija. Milion rzeczy zaniedbuję. Często w ciągu dnia śpię, a w nocy z kolei nie śpię i się zadręczam. Zaniedbuję się. To, co osoby bliskie mogą zobaczyć, to jest to, że na przykład zaniedbuję higienę. Nie przykładam takiej wagi do tego, jak wyglądam. Zmienia się moje zachowanie. Izoluję się też, bo przecież nie lubię prosić o pomoc. Zwłaszcza w takich sprawach jak samopoczucie. Na zewnątrz zakładam maskę, nawet się uśmiecham. Przez to, że się uśmiecham, to nikt nie widzi, jak mi jest trudno. Więc jest mi potem jeszcze trudniej.
Jak groźna to jest choroba?
Nieleczona depresja może doprowadzić do samobójstwa. To jest choroba śmiertelna. I dlatego trzeba zwracać uwagę, jeśli ktoś z bliskich ma takie objawy długotrwałego smutku.
Na co jeszcze zwracać uwagę?
Najczęściej u osób z depresją zmienia się zewnętrzne zachowanie. Im bliżej do tej osoby, tym bardziej widać, że ona zmienia swoją rutynę. Bo się zamyka, poszukuje samotności albo często wręcz odwrotnie. Osoba wcześniej spokojna nagle zaczyna pić, nadużywać alkoholu, uciekać. Jakieś imprezy, bujne życie towarzyskie, ale to nie przynosi jej satysfakcji. Jest zła, kłótliwa, drażliwa. Zmiana zachowania to jest pierwsze, co nas powinno zaniepokoić. Depresja to ciężka choroba i nie ma nic wspólnego z tą tzw. noworoczną depresją, przez którą wszyscy przechodzą z powodu upływającego czasu.
Panie doktorze, a co nas w życiu uszczęśliwia? Jakie odpowiedzi słyszy Pan od swoich pacjentów?
Jeżeli ktoś już jest pacjentem psychiatrycznym, to często nie wie, co go uszczęśliwia i po prostu tego usilnie szuka, a znaleźć nie może. I wtedy jest nieszczęśliwy.
Ponad osiemdziesiąt lat temu badacze z Harvardu postanowili odpowiedzieć na pytanie co uszczęśliwia ludzi. I wyszło na to, że nie pieniądze, tylko kontakty z innymi ludźmi.
Powiem szczerze, pamiętajmy o tzw. piramidzie Masłowa i potrzebach podstawowych, Jak nie ma pieniędzy, to żadne relacje mi nie pomogą, bo bieda to też jest nieszczęście. Ale faktem jest, że od pewnego momentu te pieniądze już tego szczęścia nie przynoszą, a relacje stają się dużo istotniejsze. Relacje i taka autentyczność względem siebie. Jeden będzie chciał mieć relacje liczne, inny będzie chciał mieć relacje głębokie. Ważne jest właśnie samopoznanie. Jeżeli życie jest grą, no to ja muszę widzieć, w co ja gram. Jeżeli jest życzeniem, to muszę widzieć, że życzenia się spełniają. I muszę sam się dobrze ze sobą czuć. Uważajmy, czego sobie życzymy, bo zwykle to dostaniemy.
A co z samotnością? Jak bardzo dla zdrowia psychicznego szkodliwa jest samotność?
Samotność jest już rozpoznana jako jednostka chorobowa nawet w klasyfikacji ICD-10. Człowiek ma bowiem bardzo istotne potrzeby społeczne, których niemożność spełnienia wywołuje frustrację. Istotnie zwiększa ryzyko chorób psychicznych, jak i chorób somatycznych. Podnosi się poziom kortyzolu, może pojawić się nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca a to wszystko te choroby, jakich nie chcemy. Więc pamiętajmy o naszych samotnych znajomych. Wyciągnijmy do nich rękę. To nie będzie proste, bo im ktoś dłużej jest samotny, tym bardziej owa samotność staje się dla niego strefą komfortu, więc wyciągnięcie ręki będzie znowu smutne. To jest u takiej osoby strefa paniki. Czasami trzeba trochę się wprosić, czasami trzeba kogoś pociągnąć. Wyciągnąć z tej samotności. Żeby wiedział, że jesteśmy, bo samotność jest stanem zagrożenia zdrowia. Mówiąc o osobach samotnych, one bardzo cierpią, zwłaszcza w tym okresie świąteczno-noworocznym. Zazwyczaj są to osoby starsze, też schorowane, mają różne inne powody do cierpień, ale święta i nowy rok jeszcze m tych powodów do cierpień dokładają.
Styczeń to jest dziwny miesiąc, w którym czeka nas jeszcze słynny, smutny poniedziałek, czyli Blue Monday. Najsmutniejszy dzień w roku. To właśnie tego dnia mamy odczuwać wyraźny spadek nastroju, brak energii i smutek. Rokrocznie przypada w trzeci poniedziałek stycznia. Czy zjawisko Blue Monday rzeczywiście istnieje?
Przede wszystkim pamiętajmy, że to jest mit. Może ma związek z tym, że jak sobie jakieś postanowienia noworoczne zrobiliśmy nierealne (…) to statystycznie tyle dni zajmuje nam zauważenie, że cel, który postawiliśmy sobie, był w strefie paniki, a nie w strefie osiągalnej.
Wymyślił to na potrzeby sprzedaży wycieczek jednego z biur podróży Cliff Arnall, wykładowca na Uniwersytecie Cardiff,w 2004 r., niektórzy w to uwierzyli i tego dnia odczuwają spadek nastroju. To tylko PR! Gdzie jednak osoba, która nie tylko tego dnia poczuje się źle z powodu swojego zdrowia psychicznego, może znaleźć pomoc?
Dziękuję za to pytanie. W Bytomiu, gdzie pracuję ruszyło od niedawna Centrum Zdrowia Psychicznego i taką pomoc można znaleźć już teraz bez skierowania. Od godziny 8 do godziny 18, przez 5 dni w tygodniu, działają nasze punkty zgłoszeniowo-koordynacyjne i tam można z ulicy przyjść ze swoimi trudnościami. Tam czeka psycholog i ten psycholog po pierwsze udzieli pomocy, po drugie powie, co robić dalej, wskaże możliwości znalezienia pomocy. W każdej sytuacji nagłej, w każdej sytuacji kryzysowej, gdy ten punkt zgłoszeniowo-koordynacyjnyny nie działa, możemy przyjść do Izby Przyjęć szpitala i tam prosić o pomoc w sytuacjach kryzysowych. A prosić o pomoc zawsze trzeba i warto.