reklama
Kategorie

Wizyta kosztuje tu tyle, co doba w luksusowym hotelu. Izba wytrzeźwień w Tychach do likwidacji? [WIDEO I ZDJĘCIA]

reklama

Niektórzy potrafili wydmuchać tu ponad 6 promili. Nawet dla takich klientów drzwi są tu otwarte i to przez całą dobę. Kilka promili to konieczny warunek, żeby się tu dostać. Dla wielu odwiedzających to miejsce, izba wytrzeźwień stała się drugim domem. – Nawet dwa razy dziennie trafiają do nas. Z własnego doświadczenia powiem, że cały czas jest rotacja. Ci ludzie byli i będą – mówi Marian Żmuda-Trzebiatowski, pracownik  Izby Wytrzeźwień w Tychach. Łóżka może i niewygodne, ale za to jest ciepło i bezpiecznie. Bardziej odstrasza cena – każda wizyta kosztuje tyle, ile doba w luksusowym hotelu. Dopiero rachunek może skutecznie otrzeźwić. Co roku od tyskiej izby trafia średnio trzy tysiące osób. – Trafiają do nas np. osoby, które są na gościnnych występach spowodowały jakąś sytuacje, że straż miejska i policja zdecydowały takie osoby trafiają do wytrzeźwienia. Do nas może trafić osoba z Warszawy lub z każdego innego miasta – podkreśla Marek Podsiadło, kierownik  Izby Wytrzeźwień w Tychach.

 

Największym problemem są jednak bezdomni. Ci znaleźli tu schronienie, za które i tak przecież nie zapłacą. M.in dlatego tyska placówka, co roku przynosi ogromne straty. – Kosztowała nas wszystkich podatników ponad 5 milionów złotych w ostatnich pięciu latach. Dlatego jeden z radnych chce jej likwidacji. Zdaniem Damiana Fierli, izba nie tylko dużo kosztuje, ale przede wszystkim łamie się w niej prawa obywateli. – Jest rzeczą haniebną, że w państwie prawa istnieje instytucja, która bez wyroku sądowego może człowieka pozbawić wolności, a rano wystawić rachunek, to jest niedopuszczalne.

reklama

 

Tak jak przewożenie pijanych do szpitalnej izby przyjęć. Teraz trafiają tu jedynie osoby z zagrożeniem życia. W przypadku likwidacji tej placówki może zabraknąć miejsca dla pacjentów potrzebujących błyskawicznej pomocy. – Szpital nie może pełnić roli izby wytrzeźwień i takiej roli pełnić nie będzie, natomiast jeśli do nas trafia pacjent w stanie upojenia alkoholowego, ale z zagrożeniem zdrowia lub życia, to my się nim będziemy zajmować – zaznacza Małgorzata Jędrzejczyk, rzecznik prasowy Szpitala Wojewódzkiego w Tychach. Osoby pod wpływem mogą trafić również do policyjnego aresztu, ale i tu liczba miejsc jest ograniczona. – Jest to pomysł bardzo nietrzeźwy, ponieważ z jednej strony miasto zwiększa miejsca, gdzie można kupić alkohol, a z drugiej strony ma zamiar zlikwidować instytucję, która ma pomagać ludziom w stanie upojenia alkoholowego – uważa Jakub Chełstowski, radny Tychy.

 

Pomocy mogą potrzebować również pracownicy izby. Kilkadziesiąt zatrudnionych tu osób może stracić pracę. Władze Tychów na razie uspokajają – żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte. – W listopadzie będziemy w stanie przedstawić rozwiązanie i od tego momentu chcemy rozpocząć debatę, czyli radny zobligowali nas do znalezienia rozwiązania. My je przygotujemy i myślę, że wtedy będzie czas na dyskusję – oznajmia Miłosz Stec, wiceprezydent Tychów. Oby tylko ta debata nie skończyła się samorządowym kacem

 

reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button