reklama
KategorieKraj

40 lat temu wyjechali z dołu po 14 dniowym strajku. Górnicy z KWK Piast mówili, że tam na dole była wolna Polska

reklama

28 grudnia 1981 r.  po głównym wydaniu Dziennika ówczesnej reżimowej telewizji grupami zaczęli wyjeżdżać górnicy z KWK Piast w Bieruniu, którzy podjęli najdłuższy strajk w historii stanu wojennego w Polsce. Gdy przedstawiciele komunistycznej władzy próbowali ich namówić na wyjazd mówiąc, że został wprowadzony stan wojenny, górnicy powiedzieli im, że na poziomie 650 jest wolna Polska. Dopiero później z gwarancją bezpieczeństwa opuścili kopalnię.

 

  • Strajk w KWK Piast w Bieruniu trwał 14 dni. Jedzenie górnikom dostarczały rodziny, a na dół zwozili je im sygnaliści.

  • Strajk rozpoczęło prawie 2 tys. górników. Spali tam gdzie znaleźli miejsce, wykorzystując nawet górnicze taśmociągi.

  • Górnicy myli się w prowizorycznych łaźniach stworzonych z wagonów na węgiel. Mieli też swój zakład szewski, w którym wytwarzali klapki.

  • Codziennie wzywani do opuszczenia poziomu 650, mieli w końcu powiedzieć, że nie mają się zamiaru nigdzie ruszać, bo tam właśnie jest wolna Polska.

  • Kopalnię opuścili 28 grudnia pod osłoną nocy z pełną gwarancją bezpieczeństwa od komunistycznych władz.

Stan Wojenny – początek strajku 

Gdy ogłoszono stan wojenny aresztowano działaczy Komisji Zakładowych i mimo interwencji u władz partii w Tychach, zatrzymani nie zostali wypuszczeni. W obronie kolegów stanął Stanisław Trybuś, który wezwał górników z pierwszej zmiany do strajku. Dołączyła się też druga zmiana, a gdy władze kopalni zorientowały się, że górnicy nie wyjeżdżają z poziomu 650, zaleciły wstrzymanie zjazdów. Górnicy z poziomu 500 do strajkujących kolegów doszli drabinami przez tzw. Duklę. Był to moment, w którym na dole było już prawie 2 tys. osób, najwięcej w historii 14-dniowego strajku. Udział w strajku był całkowicie dobrowolny, a ci którzy nie zjechali na dół, zostali u góry i wspierali swoich kolegów wraz z ich rodzinami załatwiając m.in. jedzenie. To było składowane w miejscu, gdzie znajdował się komitet strajkowy, przewrotnie nazwanym „Baltona”. To właśnie stamtąd przez okres strajku wydawano górnikom m.in. jedzenie.

reklama

Zobacz także: 

Dobra organizacja

Jedzenie dostarczane przez bliskich było niezbędne by górnicy mogli przetrwać tyle dni pod ziemią. Warto jednak wspomnieć również o innych rzeczach, dzięki którym strajkujący mimo ciężkich warunków funkcjonowali względnie normalnie. Górnicy skonstruowali na dole prowizoryczną łaźnię i kąpali się w wagonikach na co dzień transportujących węgiel. Wodę podbierali z systemu przeciwpożarowego kopalni. Górnicy stworzyli również warsztat szewski, w którym z gumiaków wytwarzano klapki. Spali gdzie popadnie, nawet na taśmociągach, budując sobie maty z kawałków gumy czy ubrań. Żeby zabić nudę grali w takie gry jak np. warcaby. Za pionki służyły im różnego rodzaju nakrętki czy uszczelki. Przede wszystkim wzajemnie się wspierali, bo mimo że każdy z nich decyzję o pozostaniu na dole podjął samodzielnie to zdarzało się, że strach był silniejszy.

Strajk i krwawe zajścia na „Wujku”

Mimo, że górnicy siedzieli już kilka dni na dole to za pomocą niepodsłuchiwanych przez komunistów ciągów komunikacyjnych, dowiedzieli się, że stan wojenny trwa a na „Wujku” padły strzały i są ofiary śmiertelne. Z relacji Kazimierza Gracy wynika, że w ich szeregach zagościł zwykły ludzki strach o własne życia. Jednak nikt z nich nie spanikował. Mieli chwycić to co mieli wtedy pod ręką i deklarować, że będą się bronić. Co ciekawe z obawy o wkroczenie żołnierzy i oddziałów ZOMO na poziom 650, podłożyli ładunki wybuchowe w tzw. dukli, czyli przejściu pomiędzy poziomem 500 a 650. Ładunki miały być odpalone w chwili gdy funkcjonariusze pojawią się w przejściu. Pod duklą znajdował się przyczółek obstawiony przez kilku strajkujących górników z KWK „Piast”. Na szczęście komunistyczne władze wstrzymały się z pacyfikacją kopalni i nie podjęły żadnej interwencji zbrojnej. 18 grudnia pod kopalnią pojawiły się trzy wozy opancerzone typu „skot”, które zostały zatrzymane przez tłum rodzin wspierający strajkujących. Po złożonej obietnicy, że nie jadą do górników strzelać, tylko chcą odebrać materiały wybuchowe, tłum przepuścił funkcjonariuszy, a ci odebrali ładunki i opuścili kopalnię.

Pasterka 650 metrów pod ziemią 

Od 14 grudnia gdy górnicy przebywali pod ziemią mieli ograniczony kontakt z rodzinami. Dzięki liniom telefonicznym mogli rozmawiać z bliskimi, ale zbliżały się święta, co wcale nie było dla nich łatwe. Przecież zwykle święta spędzali w domach. Przed wigilią strajkujący z resztek kabli znalezionych na dole zbudowali prowizoryczną choinkę. Do tego pojawił się ołtarz oraz krzyż zbity z desek. Górników pod ziemią odwiedzili biskup Janusz Zimniak i księża, którzy przeprowadzili mszę. – W teczce wiozłem komunię św. Wiedziałem bowiem, że wielu górników chce przyjąć Najświętszy Sakrament. Miałem świadomość, jak napięta jest sytuacja. Górnicy na święta powinni być w domach. Nie chciałem także, aby moja obecność wśród strajkujących została instrumentalnie wykorzystana przez władzę. – wspomniał później bp Zimniak. Pasterka w trakcie której górnicy łamali się opłatkiem i śpiewali wspólnie kolędy w ich późniejszych relacjach pojawiała się jako najbardziej wzruszający moment strajku.

Koniec strajku i „gwarancja bezpieczeństwa”

Komunistyczne władze próbowały namawiać górników na wyjazd codziennie. Ci jednak byli niezłomni i bez spełnienia ich warunków nie chcieli dać za wygraną. Od wigilii komuniści zablokowali dostawy jedzenia, więc sytuacja na dole stawała się coraz trudniejsza. Górnicy powiedzieli, że przerwą strajk jeśli władza da im gwarancję bezpieczeństwa. Tak się stało. Ostatni strajkujący górnicy z KWK „Piast” mieli wyjechać na górę 28 grudnia o 21:20. Jednak o ile komuniści nie aresztowali nikogo kto z kopalni wychodził, to później szybko okazało się, że słowa rzucili na wiatr. Rozpoczęły się aresztowania, internowania i procesy. Z pracy zwolniono około tysiąca górników. Później przyjęto ich ponownie lecz na zdecydowanie gorszych warunkach. Do tego po nowym roku Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach sporządziła akt oskarżenia przeciwko: Andrzejowi Machalicy, Wiesławowi Dudzińskiemu, Andrzejowi Oczko, Stanisławowi Paluchowi, Adamowi Urbańczykowi, Zbigniewowi Bogaczowi i Wiesławowi Zawadzkiemu, których uznano za przywódców strajku. Prokuratora żądała dla oskarżonych od 10 do 15 lat pozbawienia wolności. W efekcie uniewinniono ich, lecz wszyscy zostali internowani. Najdłużej trzymano Zbigniewa Bogacza, który do domu wrócił prawie rok po strajku. Strajk w KWK „Piast” był najdłuższym w okresie stanu wojennego w Polsce. Górnicy pytani o to czy było warto mówili, że tak. Co więcej wielu z nich powtórzyłoby to jeśli tylko byłaby taka potrzeba. Lata później w dokumentach odnaleziono plany pacyfikacji KWK „Piast” z użyciem wojska i oddziałów ZOMO.

Stan wojenny inscenizacja strajku

reklama

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button