Zobaczcie piekło oddziału covidowego w Katowicach! Może korona-sceptycy wreszcie uwierzą? [WIDEO]
Jak wygląda realna walka o życie pacjentów chorych na koronawirusa – nasza ekipa miała szansę zobaczyć z bliska w Szpitalu Św. Elżbiety w Katowicach. Niektórzy z nich gdy byli jeszcze zdrowi sceptycznie podchodzili do choroby. Gdy ich dopadła – szybko zmienili zdanie.
Zimowa nuda? Nie z TVS! Sprawdź nasze serialowe HITY!
– Człowiek podchodził z niedowierzaniem do tego. Że tego nie ma. Ale jak 29-tego zrobili test, doszło do mnie, że coś jest. Po kilku dniach człowiek zaczął się dusić. Saturacja spadła do 88, z żoną wezwaliśmy karetkę – mówi Jacek, pacjent szpitala.
Pan Jacek miał szczęście, bo trafił pod opiekę lekarzy. Ale są tacy, którzy do szpitala trafiają za późno. Albo po prostu nie da się im pomóc. Był okres, że śmiertelność na tym oddziale wynosiła nawet 30 proc. A bardzo często nic nie wskazuje na to, że za kilka, może kilkanaście godzin, młody człowiek „wyląduje” pod respiratorem.
– Przebieg tej choroby jest nieprzewidywalny. Zdarzają nam się przypadki osób, które czują się całkiem dobrze. Spacerują po oddziale, a następnego dnia, po przyjściu do pracy, trzeba ich intubować i odsyłać na oddziały intensywnej terapii – mówi dr n. med. Maciej Hamankiewicz, Szpital Św. Elżbiety w Katowicach.
Jedną z osób, która bardzo ciężko przeszła koronawirusa jest pani Bożena. Jak sama mówi, był moment, gdy sama nie do końca miała świadomość, co się z nią dzieje.
– Jestem tutaj dziewiętnasty dzień, stan był bardzo ciężki, zagrażający życiu. Trudności w oddychaniu. Dosłownie człowiek żywcem się dusi – tak to określę. W tej chwili stan jest trochę lżejszy, zmęczenie takie porządne, ale oddycham. Oddycham i żyję – mówi Bożena, pacjentka szpitala.
– Była gorączka, były bóle stawów. I czekaliśmy, leczyliśmy się w domu, pod opieką lekarza. Temperatura nie spadała. Gdy zabrakło tlenu postanowiłem zadzwonić na pogotowie i trafiłem tutaj. Jestem pod dobrą opieką – mówi ks. Paweł Paliga, pacjent szpitala.
Codziennie o zdrowie pacjentów dba personel medyczny. Na tzw.y oddział czerwony wchodzą na kilka godzin. Praca w szczelnych kombinezonach, rękawiczkach, maskach i przyłbicach potrafi być wycieńczająca. Swój pierwszy dzień w strefie czerwonej doskonale pamięta Anna Sefeld, pielęgniarka.
– No na pewno na początku była taka dezorientacja, bo jest zmieniony tryb pracy, czynności, które wykonujemy na oddziale, rodzaj pacjenta. Na pewno był też strach. I obawa przed zarażeniem się – mówi Anna Sefeld, pielęgniarka w Szpitalu Św. Elżbiety w Katowicach.
Bo obawiać jest się czego. W pamięci lekarzy jest wiele przypadków zachorowań. Jako przykład przytaczają młodego człowieka, ojca rodziny. Jego stan gwałtownie się pogarszał. Dostał wszelkie możliwe leki.
– Jego płuca były tak zniszczone, że nic to nie dało. Był podłączony do respiratora i, z moich informacji, ten pacjent, niestety zmarł. Jedynym ratunkiem dla niego, w innej dobie, nie w tej, której się znaleźliśmy, byłby przeszczep płuc – mówi lek. med. Urszula Płazak, Szpital Św. Elżbiety w Katowicach.
Dziś pacjenci Szpitala Św. Elżbiety w Katowicach tym, którzy podważają zagrożenie jakim jest koronawirus mówią krótko. – Raczej niech uwierzą– mówi Marek, pacjent szpitala.
Osoby w tym szpitalu to nie statyści czy aktorzy. To tacy ludzie jak my, często mijamy ich w drodze do sklepu czy pracy. Oni mieli mniej szczęścia – przez koronawirusa trafili do szpitala. Niektórym uda się pomóc.
autor: Paweł Jędrusik
Ruszyła rejestracja na szczepienia dla wszystkich dorosłych. Jak się wpisać na listę? [WIDEO]
2-letni Olek dzielnie walczy o życie. Jego serduszko jest bardzo chore! [APEL O POMOC]
Katowice: Dzięki dotacji rodzice za prywatne przedszkole zapłacą mniej niż za publiczne